poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Czego NIE zrobił kot?

Idea kocich blogów ("Mirmiłowa" takoż) opiera się głównie na jednym - dumna Duża opisuje, co też ciekawego w danym okresie zmajstrowały jej koteczki.W tle pobrzmiewa iście macierzyńska duma. Piszę "macierzyńska", bowiem mężczyźni, którzy mogliby prezentować dumę "ojcowską" blogów kocich nie prowadzą, a jeśli tak, to przepraszam - nie natknęłam się.
Duma i takt nakazują sugerować bardzo delikatnie, że nasze kotki są wyjątkowe i skończenie doskonałe. Są mądre, bystre, posiadają ponadprzeciętną wrodzoną inteligencję i gdyby nie fatalna niedbałość Matki Natury, mogłyby czytać i pisać w wieku lat dwóch, budować mosty, komponować sonaty, i wznosić katedry, przy których te gotyckie należało by schować do pufy.
Ja jednak zrezygnuję dziś z tworzenia zawoalowanego panegiryku i przyjrzę się funkcjonowaniu mego juniorka od nieco innej strony. Napiszę Wam bowiem, czego on wczoraj NIE zrobił. Relacja - uprzejmie proszę zwrócić uwagę - będzie obejmowała jeden dzień.

A zatem tylko wczoraj Boluś:

- Nie wykąpał się we wrzącym oleju z frytkownicy. Bolutek czytał o Tatarach i chciał sprawdzić, czy ich tortura polegająca właśnie na rzeczonej kąpieli faktycznie była taka straszna. Mimo, iż zamkniętej frytkownicy pilnowało dwoje dorosłych strażników, a Bolutek był nawet więziony w sypialni i tak omal nie skonfrontował swej makabrycznej wiedzy z rzeczywistością.
- Nie został porażony prądem podczas przegryzania kabla włączonego żelazka. Duża trzęsącymi się dłońmi wyciągała kabel spomiędzy ząbków.
- Nie ściągnął tegoż żelazka na wypełniony trocinkami łepek.
- Nie utopił się w toalecie, choć bardzo, bardzo starał się dociec, czy może się w niej ukrywać jakieś inne życie. Oczywiście klapa okrywająca ziejącą głębię wc jest zawsze zamknięta, ale akurat w tym jednym jedynym momencie Duża wylewała wodę z mydlinami. Pieniło się kusząco, głębia zapowiadała niezapomniane przygody, więc Boluś, który ułamek sekundy wcześniej polował sobie na balkonie, całkowicie niespodziewanie zmaterializował się tuż obok i... skoczył. Złapałam w locie...
- Nie skręcił sobie karku wpadając w szparę między łóżkiem a ścianą. Uznał, że jak w szparę wejdzie głowa, to i reszta się zmieści. Głowa weszła, reszta za nią i Bolusiński zaklinował się CAŁKIEM PIONOWO, łepetyną w dół i tylnymi nóżkami w górze. Przez pełną grozy chwilę można było obserwować rozpaczliwie, histerycznie majtające nóżki, podczas gdy reszty kotka ... nie było. Dziarskie, acz skrzekliwe i pełne paniki wołanie o ratunek dobywało się niczym z beczki. Trzeba było odsuwać łóżko.
- Nie zatruł się po degustacji mydlin.
- Nie zjadł - choć miał to w bardzo skrystalizowanych planach - calutkiej mojej zakładki do książki i pary stoperów.
- Nie powyrywał sobie zębów, szarpiąc z obłędem w oczkach łańcuszek, mocujący na stałe korek przy wannie
- Mimo piramidalnych wysiłków nie udało mu się sprawić, żeby w gazetach pojawiły się rozpaczliwe tytuły "Kot zamęczył się w łazience", chociaż tak długo bawił się i szalał z owym łańcuszkiem, że myśleliśmy, iż padnie. Ale nie. Gdy zaczął łańcuszek gryźć, przerwaliśmy tę radochę.
Ponad to wszystko:
- nie odgryzł Czesiowi ogona
- nie dostał permanentnej biegunki, po opróżnieniu wszystkich kocich misek
- nie udało mu się konsumować jednocześnie czterech obiadków, ale spokojnie dawał radę wciągać trzy

Jak Boluś skomentował te poczynania?

Troszkę się wstydzę... Ale tylko troszkę





A poza tym zapominacie, że pomogłem Dużemu w grze komputerowej. Goniła go policja, a kto zgubił pościg? No kto??






sobota, 4 sierpnia 2012

Czar lektury

Zawsze tak jest. Dzielny glina (zwykle skandynawski) znajduje ułamany włos mandaryńskiego przodka (żyjącego w Chinach przed trzema wiekami) i na tej podstawie już-już ma odkryć, kto zabił szewca w Niemczech... Albo poszukuje zaginionego dziecka i oto nad jego głową przelatuje nietoperz... Nietoperz... Hmmm... Nie-to-perz... Dziecko, znaczy, jest ukryte przy źródle wybijającym na południowo-zachodnim wybrzeżu zapomnianej wyspy X! To oczywiste, ale detektyw musi teraz rzecz całą udowodnić! Z zapartym tchem śledzimy więc jego myślową wędrówkę: nietoperz jest w Szwecji, zatem handel kobietami musi brać początek w Rosji, a co za tym idzie - problemy dyrektora zoo wiążą się z porwaniem polityka w Sydney i morderstwem śpiewaczki operowej w Paryżu. I tak, tak, zgadza się: ponieważ babcia Ingrid przechowuje swą suknię ślubną na strychu, zwłoki ciotki muszą spoczywać w studni, a wszystko wskazuje na ukrycie dziecka w próchniejącej szopie i przykrycie go kocem w czerwoną kratę! Świat ginie nam sprzed oczu, kwiaty więdną, koty jeść wołają, mieszkanie kurzem porasta, a my od dwóch dni nie wypuszczamy powietrza. Odbywamy magiczną podróż w czasie i przestrzeni, zapominamy własnego imienia i nazwiska, a gdy jesteśmy o ćwierć kroku od rozwiązania zagadki...

- O, tu masz błąd ortograficzny!!!! Widzisz?!!



- Zejdź, błagam, zejdź, nie w tej chwili, proszszszszę cię... - wyginamy się w chińskie "U" i raz to zadzierając brodę na wysokość Mont Everest, a raz rozpaczliwie wciskając ją w dekolt, próbujemy dostrzec cokolwiek ponad pręgowanym grzbietem lub pomiędzy tańcującymi po książce łapkami. Nie da się. Ogon smyra nas pod nosem, a świat cały zostaje przysłonięty przez wątpliwej czystości dupinę. 

- Oooo, tu jest ten błąd. Ooooo, MUCHA!! Złapię ją! Tam na suficie!! AAAAA, widzisz?! Jest! Łapmy ją, łapmy!! Czekaj, stanę sobie na chwilę na książce, dobrze? Ale te kartki śliskie, o mamuniu, że co? Podarłem, niechcącoooo, oojjj, nie musisz mnie zaraz wyrzucać!!

Jesteśmy nad studnią, pochylamy się szukając zwłok... Jednocześnie technicy odnajdują fragment starego pamiętnika, a w nim jest przecież napisane, kto zab...

- Cześć! Wybaczam ci twoje brzydkie zachowanie. Pomiziaj mnie teraz, mrrrrrraaaaauuu, nic już nie mów, ciiiiicho, wczuj się w tę miłą, mmmrrrrrau, chwilę, gdy jesteśmy razem... Nie, nie musisz mnie przepraszać. O popatrz, Duży nam zrobi ładne zdjęcie! Uuuuuśmieeeech!



- A teraz mnie smyraj po brzuszku. Twój kot to lubi, kot jest wielce kontent. Przecież nawet motto na Twoim blogu głosi wyraźnie, że abyś ty sama była szczęśliwa, winnaś najpierw  uszczęśliwić kota. Do dzieła zatem! I zostawże te papierzyska. Nawet wakacje stworzono po to, by człowiek miał więcej czasu dla kota. Czyż nie??


(Post dedykowany Kotkinsowi)

środa, 1 sierpnia 2012

Ranek jakich wiele

Od dzieciństwa jestem sową. Klasyczną sową, która gdy tylko może daje upust swej sowiej naturze. W czasie ferii i wakacji spędzam zatem na lekturze upojne noce i chodzę spać, gdy ptaszkowie rozpoczynają poranne trele. Sami zatem rozumiecie, że średnio mnie cieszy, gdy chwilę później - drastycznie wyrwana z fazy REM - słyszę radosne:
Tup!Tup!Tup!tuptuptup!
- JEEE-STEM! Dzień dobry, ach! dzień dobry!! Cieszysz się bezgranicznie, że widzisz Bolusia?! Tęskniłaś za mną nieopisanie?!
Tu następuje wsadzenie mi mokrego pyszczka prosto w nos lub w ucho, dalej energiczne strzelanie hurra-radosnych baranków w policzek i szczękę, przytulanie się z całej siły do szyi i twarzy, podgryzanie grzywki, nosa i brody, dziarskie szarpanie za płatek ucha, a wszystko przy wtórze okrzyków:  
- Cóż za przepiękny dzionek się zapowiada! Że leje? To nic! Będziemy się bawić! bawić! bawić! hopsać! skakać! tańczyć! polować! ścigać się! fruwać! latać! pędzić "między stoły, stołki, ganiać, uciekać, wywracać koziołki", zrzucać i psocić i szaleć do znoju... !!! Będzie super. Wstawaj! Wsta-waj!

Znosi to Duża, nareszcie nie może,
Unosi się w łóżku i prosi w pokorze:
Zmiłuj się, Boluś, skacz spokojniej nieco,
Bo wokół przecież pióra z poduch lecą...

A na to Boluś:
Jestem, Ziomku, w swoim domku!

Cóż zatem robić, Duża ani piśnie,
Pójdzie do kuchni i ekspres naciśnie...

Co??? Najpierw kawa?! Żadne takie. Od razu słychać gdzieś z okolic podłogi żywo wyrażaną pretensję:

- Znaj swe miejsce, Mociumpanie,
Najpierw dawaj nam śniadanie!
Myj miseczki, bo już pora,
Aby chrupkę dobyć z wora!

Nie wszyscy jednak są zadowoleni z faktu, że Duża sypie chrupki. Jożo na przykład już dawno podjął decyzję, że czas zacząć utrzymywać się samemu. Czas pójść do pracy i każdy grosz wydawać na Felixy. Joż kocha  Felixy (a zwłaszcza galaretkę w nich zawartą) i nie rozumie, dlaczego Duża serwuje je tak rzadko, wtykając do miseczek raczej suchego, gotowanego kurczaka, kompletnie bez galaretki.
Postanawia zatem zostać kotem pracującym i po raz kolejny próbuje wyjść rankiem z domu. Gdzie będzie pracował? Jak to gdzie - u ojca. To znaczy - u Dużego. I tu rozpoczyna się odwieczny, międzypokoleniowy konflikt, bowiem Duży wcale nie zamierza nigdzie Joża zabierać.
Może pragnie, aby jego potencjalny pomocnik najpierw zdobył wykształcenie? Może uważa, że mały leniuch, który dotąd potrafił tylko prezentować światu tłuściutki brzuszek - zepsuje mu reputację? Może jest zdania, że skoro on sam dochodził do wszystkiego o własnych siłach, to nie będzie Jożowi niczego ułatwiał? Trudno powiedzieć.
Jożo zatem zostaje w domu, podobnie jak Czesio, który dziś również postanowił nieco sobie dorobić. Gdzie zamierzał wyjść - nie wiem, ale pewne jest, że nim zacznie jakiekolwiek życie zawodowe, powinien popracować nad swym wizerunkiem. Chciał bowiem udać się w bliżej niesprecyzowanym kierunku, odziany w moje buty. Balerinki.







Dr Boluś i Mr Boluś

Południe upływało spokojnie. Duża zorganizowała sobie apetyczny stosik lektur na sierpień, a Bolutek - zawsze chętny do pomocy - postanowił popilnować skarbu i poczuć się bardzo dumnym z piastowanej funkcji. 


Nagle... dostrzegł JEGO. Leżał on tak samo jak Boluś i wbijał w Bolusia złociste swe spojrzenie. Kotek postanowił zbadać, z kim ma sprawę... Był bardzo uprzejmy, zagaił pogodnie...


... jednak nieznajomy, z tajemniczego powodu, spoglądał na Bolusia co najmniej podejrzliwie.

Krew się w Bolusińskim wburzyła na tę jawną zniewagę. Przychodzi taki na bolusiowe biurko, ośmiela się wyglądać tak jak Boluś, ewidentnie czai się na własność bolusiowej Dużej i jeszcze pozostaje nieuprzejmy! Pręgowany gospodarz postanowił wydobyć zatem intruza zza brązowej ramki i przynajmniej solidnie mu napyskować, bo bić się jeszcze nie do końca umie. Szukał z jednej strony:

i z drugiej...


Już, już miał dopaść swoje groźne alter ego, gdy nagle, nie wiedzieć jakim cudem został zepchnięty na brzeg biurka! Pazurki przednich łapek zatańczyły po śliskiej powierzchni, rozpaczliwie smyrgnęły w powietrzu białe skarpetki i Boluś I Dzielny runął w przepaść...
Cuda jednak się zdarzają, a odwaga zostaje nagrodzona. Bolutek zatrzymał się na czymś miękkim, ciepłym, co wydawało się mocno obrażone, pełne pretensji i jakby z nagła rozbudzone, ale przynajmniej uchroniło naszego bohatera przed poważnymi stłuczeniami: