sobota, 7 sierpnia 2010

Miałam sen...

Miałam kiedyś sen.

Szłam sobie drogą w słoneczny poranek i zaczynało mi się robić coraz goręcej. Słońce z jakąś niesamowitą szybkością przemieszczało się po niebie, by zatrzymać się w zenicie. Upał był potężny, wszechogarniający. Żar lał się z nieba, a ja - nie wiedzieć czemu - miałam na sobie olbrzymią, lisią czapę. Czapa mnie gniotła, była ciężka niczym kamień, grzała jak piec i - tak mocno siedziała na głowie, że nijak nie dawało się jej zdjąć! W dodatku ciężar czapy sprawiał, że nie mogłam poruszyć głową! Brnęłam przed siebie coraz bardziej zmęczona, przytłoczona, gorąco mi było jak w piekle. Czułam się skrajnie wyczerpana. Gdy od upiornego żaru i ciężkiej czapy zaczęło mi się robić słabo - obudziłam się...
Nie mogąc unieść głowy z poduszki, sięgnęłam ręką do czoła i odnalazłam chrapiącego na nim persiastego Jożika...

Mój mąż też miał sen.

Nie wiedzieć czemu, znalazł się nagle na środku autostrady! Bez samochodu! Stał przerażony, a wokół niego śmigały wozy sportowe, przetaczały się z potężnym hukiem ciężkie tiry. Nie mógł się ruszyć, bo z każdej strony pędziły w jego kierunku auta! Zadziwiło go trochę, że większość z nich nie ma tłumików i toczą się po autostradzie z nieopisanym rykiem. Nagle ujrzał potężną ciężarówkę, która nieubłagalnie pędziła z łoskotem w jego kierunku. Nie mógł uskoczyć, nie mógł się odsunąć. Samochody i ryk silników były wszędzie. Wiedział, że oto podąża na spotkanie śmierci. Huk silnika ciężarówki był bliżej, bliżej, bliżej... I... Tak! obudził się!!! Przy swej twarzy ujrzał 10-kilogramowego Czesławka, który błogo sobie mruczał...

I dziś miałam sen.

Biegłam przez las, a gonił mnie jakowyś złoczyńca. Pędziłam, ile sił, wiedząc, że na skraju lasu czeka na mnie dzielny Wallander o obliczu samego Seana Connery. Niestety, do skraju lasu było daleko, a ja niemal czułam na swym karku oddech mordercy! Nagle moja stopa w czymś utknęła. Szarpnęłam raz, drugi - bez skutku. W ciemnościach lasu nie mogłam dostrzec, co mnie więzi. Wnyki!?? Nie, chyba nie, bo nie boli! Nagle - trrrrach! Druga noga też uwięzła. Co robić?? Słyszę za sobą trzask łamanych gałęzi, morderca przedziera się w moim kierunku, jest tuż, tuż... To koniec. Wyciąga uzbrojoną rękę, widzę błysk ostrza... budzę się i ... Napotykam pełen rozczarowania wzrok Misia, mówiącego wyraźnie: "musisz tak kopać, gdy ja sobie na twoich kostkach śpię???".

1 komentarz: