wtorek, 21 grudnia 2010

Precz obwiesie!

- "Precz obwiesie!" - takim serdecznym okrzykiem witałby się Jożiczek z braciszkami i siostrzyczką, gdyby tylko potrafił go poprawnie wyartykułować.
Każdego ranka bowiem całe Mirmiłowo spotyka się w jednym miejscu - kuchni - i oczekuje na śniadanko. Odkąd jestem w domu zaszczyt zatykania głodnych dziobów znów przypada mi w udziale i gdy Duży urlopuje się w sypialni, ja - bezskutecznie usiłując zrobić kawę - czynię spostrzeżenia.
Histeryczne zachowanie gromadki bierze swój początek już w chwili, gdy leżąc jeszcze w łóżku poruszę prawą nogą. Poruszenie prawą nogą oznacza bowiem, że oto przygotowuję się do wstania. Tak przynajmniej zakładają koty. W przedpokoju wita mnie wprawdzie wciąż jeszcze karny, zorganizowany szereg, jednak już wtedy każdy puchaty człon owego szeregu niemal wyłazi z niebieskiego futerka, by tylko uświadomić mi, jak nieprawdopodobnie jest głodny. Nie jadł wszak od jakiś 8 godzin! Gdy uczynię pierwszy krok, 16 tłustych łapek przestaje przebierać w miejscu i rusza na kuchnię. Następuje istne natarcie, przy czym każdego dnia odnoszę wrażenie, ze Jożik ewidentnie krzyczałby "taranem go!", gdyby tylko potrafił. O spokojnym przygotowaniu śniadania mowy być nie może, bowiem nagle pod nogami mam istny tłum, zgoła nieprzebrane gromady kotów. I nie mogę wręcz wyjść z podziwu, gdy widzę, iż tak naprawdę, po dziarskim natarciu, do zdobywania kuchni i ustanawiania nowej władzy przystąpiło raptem dwóch wojowników: Czesio i Jożik. Polcia zwykle trzyma się z boku, grzecznie oczekując jedzonka, jak na damę przystało, Miś zaś po odnalezieniu drogi do miseczek - przestaje się nimi interesować. Wychodzi z słusznego założenia, że zje sobie za chwilę i rozpoczyna delektowanie się nowym dniem, sprawdzając przede wszystkim stan storczyków w doniczkach. Uważa też, i trudno temu poglądowi odmówić racji, że zdecydowanie lepiej jada się z miseczek pełnych niźli pustych, póki co natomiast "im bardziej Miś zagląda do miseczek, tym bardziej jedzonka w nich nie ma".
Polcia zatem siedzi, Misio uprawia storczyki, a mi wyrasta co najmniej osiem odnóży i ciśnienie podnosi się błyskawicznie. Tańczę dziko po kuchni, skrzydła szlafroka powiewają za mną różową płachtą, sznurek się plącze, a całe me jestestwo, w istnym szale, jakby dom miał za sekundę wylecieć w powietrze, usiłuje jednocześnie: umyć miseczki, powycierać je, otworzyć szafkę z kocimi specyjałami, wyjąć mokre, nasypać suche, otworzyć puszkę, zamknąć szafkę, upilnować kabanosków i wreszcie - napełnić miseczki ... czymkolwiek. Kapcie mi spadają w sensie dosłownym i pragnę co najmniej się roztroić. Ręce mi się trzęsą, gromko i rytmicznie pokrzykuję, sypię, zrzucam, rozsypuję, zamiatam stare, potem rozsypane nowe, myję, wycieram, usuwam galaretkę, uspokajam wystraszonego Cześka, na którego łepetynę spadła aluminiowa miseczka i z dzikim łoskotem potoczyła się po kaflach, zaś na koniec - usiłuję ustawić na podłodze dokładnie cztery miseczki na raz. Trudne to jest.
Czemu mi tak śpieszno? To proste. Jożik obmyślił doskonały sposób popędzania człowieczego niewolnika - dość subtelny, nie wymagający żadnych poświęceń i kosztów, a jakże skuteczny! Polecam każdemu zdesperowanemu szefowi tę nową, jożikową strategię zarządzania zasobami ludzkimi. Jożik mianowicie siada sobie wygodnie i z upiorną regularnością skrobie mnie, czyli swój ludzki zasób, pazurkami w łydkę, gdy tylko choć na chwilę się zatrzymam. Wydaje przy tym rytmiczny, drażniąco-popędzający, skrzypiący skrzek.
"Eeeeee" - trrrrrr pazurkami po łydce, "eeeeeeee" - trrrrrr - "eeeeee" - trrrrrr, dopóki 4 miseczki nie pojawią się na podłodze.

Gdy się natomiast pojawią - Czesio przestaje się bać i spokojnie podchodzi do aluminiowej zastawy, Polcia przydreptuje kroczkiem damy, Miś zaś dochodzi do wniosku, że w sumie byłby uprzejmy się poczęstować. Wszak śniadanko ważne jest i ubarwia - i tak już barwny - misiowy świat. I sielanka mogłaby sobie trwać, rodzinne kocie śniadanie mogłoby przebiegać w radośnie spokojnej atmosferze, gdyby nie Jożik. Ten niszczy sielskość już u jej zarania i w degustacji, która jeszcze się na dobre nie rozpoczęła, musi nastąpić przerwa.

Jożik bowiem krzyczy w głębi ducha "precz, obwiesie!!" i małym swym ciałkiem, niczym taranem, po głowach biesiadników dociera do miski, rozpychając się skandalicznie i bezczelnie. Zanim wytrącone z równowagi koty zdążą się wewnętrznie pozbierać i dotrwać choćby do połowy konsumpcji, Joż już jest po śniadaniu i nie widzi doprawdy powodu, by inni nie mogli się z nim podzielić. Fakt, że koty mają mu oddać swe porcje jest dla Joża oczywisty i jasny jak słońce. Od miseczki natychmiast zostaje odgoniony Misio, którego płaski pyś robi się tragicznie smutny (Miś nie pojmuje, jak można być takim niegrzecznym), następnie pożerana jest porcja Czesia, który sam ustępuje złoczyńcy (Cześ nie pojmuje, jak można być tak nieobytym), wreszcie następuje atak na własność Polci. Ta ma w nosie grzeczność i obycie, nie pojmuje jednak, jak można być tak bezczelnym i spuszcza Jożowi manto, które jednak niczego go nie uczy. Joż jest zadziwiająco odporny na wiedzę, która nie przynosi mu korzyści.
Oczywiście pokrzywdzony Miś i Czesio dostają natychmiast nowe miseczki, ale Cześ się obraża definitywnie i aż do południa, Miś zaś stwierdza, że jednak naprawdę zje później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz