poniedziałek, 10 stycznia 2011

Witamy w Nowym Roku :)

Stary Rok odchodził, rozsiewając po Mirmiłowie ślady malutkich kocich stópek, ubrudzonych jak nieszczęście - białym, remontowym pyłem, rzecz jasna. Leniwe grubaski, najczęściej zanużone po czubki wąsów w zimowym śnie, tym razem pozwoliły Dużej uskuteczniać do woli remontowe założenia, szaleć z frezarką i pędzlem. Miś zrezygnował z kokoszenia się w chmurze pyłu i tylko białe pieczątki łapek wyraźnie wskazywały, iż Misio sobie bywa tu i ówdzie, gdy nikt nie zwraca na niego większej uwagi.

Na czas świąt ustały też działania wojenne na mirmiłowskim froncie. Od czasu do czasu słychać było z oddali krótkie odgłosy incydentalnych walk - gdy któraś z wrogich stron przekroczyła wyimaginowaną granicę o dwa palce. Strat w pogłowiu nie odnotowano.
Święta przebiegły niezmiernie spokojnie. Czesio, jak zwykle wielce zbolałym tonem, zdołał omówić ze mną wiele istotnych spraw i poruszyć masę problemów kociej egzystencji. Pola uświadamiała mi co noc, że "no wiesz, kochana, życie jest pełne zmian. To, że jesteś JEGO żoną nie oznacza bynajmniej, iż mruczysz piękniej ode mnie i że ON naprawdę woli spać z tobą niż ze mną. W zasadzie nie słyszałam , aby jednoznacznie naświetlił swe stanowisko w owej kwestii. Nie chcę być konfliktowa, ale nie widziałam też nigdzie aktu własności niniejszego łóżka". Tak. Zawsze chciałam być taką damą jak moja kotka.

Z wielką melancholią dostrzegłam, że nasi koci podpieczni ostatecznie dorośli. Wyciszyli się, uspokoili, ukształtował im się charakterek - każdy inny, każdy przesiąknięty indywidualnością i - przywiązaniem do nas. W blasku świec i choinkowych ozdób, na miękkich, świątecznych poduszkach, otulone śniegiem i zapachem pomarańczy - Mirmiłowo zamarło, ukołysane ciepłem, spokojem i miłością. "A na Ziemi pokój ludziom i... zwierzętom".

Ostatniej nocy, którą spędziłam w domu, po raz pierwszy przyszedł do sypialni Jożik. Mocno wtulił pyszczek w moją twarz i rozmruczał się na całego.

Nie wyjeżdżaj, no co ty? Ja się tylko trochę obraziłem. Od Joża wyjedziesz? Ej, no nie bądź głupia. Zobacz, pada tam, mokro, no gdzie i po co będziesz jechała. Jożo ci tu zamruczy jeszcze.
Że się miesiąc nie odzywałem? O to się gniewasz? Oj tam zaraz - kotów nie znasz. Już mi przeszło, nie przejmuj się wcale. Nie pojedź, co? Dobrze? Cię kocham...


Tym razem nie odliczam dni, nie myślę ile jeszcze zostało. Staram się kolejny wyjazd traktować jak inwestycję we własną umysłowość: uczę się dwóch języków, czytam. Sama siebie nieco oszukuję.
Mój spokojny dom, to moje miejsce na ziemi. Wciąż jest we mnie nadzieja, że w nadchodzącym nowym roku znajdę pracę w kraju i będziemy wszyscy razem. Zaś bożonarodzeniowa baśń o Mirmiłowie będzie trwać lata całe.

4 komentarze:

  1. Mmmrrrrr.... Jak tu przytulaśnie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Basiu! Miło, że wpadłaś! I... miło Cię widzieć. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to dobrze, że wszystko u Was dobrze .Ciepło i przytulnie. A praca.. trzeba sobie powtarzać:
    -Na pewno niedługo znajdzie się i w bliższej okolicy.
    Żeby nie trzeba było wyjeżdżać tak daleko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Polka z Czesiem niemal przestali się bić. I to jest wspaniałe. :)
    Dzięki za miłe słowo.

    OdpowiedzUsuń