środa, 16 lutego 2011

O uczciwości słów kilka

Mówi o sobie, że jest hodowczynią kotów rasowych z prawdziwego zdarzenia. Dba o koty i rasę. Chce mieć jak największy udział w doskonaleniu owej rasy. Słowo "rasa" mieli w ustach bezustannie i wystukuje na klawiaturze komputera, odmieniając przez wszystkie przypadki. Uważa, że właśnie do takich jak ona powinni zwracać się ludzie, którzy chcą nabyć zdrowego, silnego kota z rodowodem. Bez skazy. Uczciwie, proszę państwa. Uczciwie. Drogo, ale uczciwie. Tak bardzo dba o swój wkład w rozwój rasy, że postanawia pozbyć się 3-letniej kotki. Kotka ma za sobą ciężkie porody, nie może rodzić więcej. Do udoskonalania rasy się nie nadaje. Czas wysłać ją na "hodowlaną emeryturę". Rzekomo jest też bardzo agresywna wobec innych kotów w stadzie. Zawalidroga, jednym słowem. Kariery hodowlanej już nie zrobi, a rasę udoskonalać wszak trzeba. Uczciwie, proszę państwa. Uczciwie.
Koci rozum nie ogarnia wyszukanych metafor o hodowlanej emeryturze i hodowlanej karierze. Kotka nie wie, czemu nagle straciła dom. Czemu się jej nie kocha. Ale ma nową panią, ciepłą, serdeczną. Wtula się w nią z całym niewyczerpanym zaufaniem swego kociego serca.
Agresja? W życiu. Szybko zaprzyjaźnia się ze schroniskową suczką. Jest prawie całkiem szczęśliwa. Prawie.
Pani bowiem stale się martwi. Od chwili przybycia do nowego domu kotka ma bezustannie rozwodniony stolec.
Przez niemal dwa lata nowa właścicielka usiłuje wyleczyć Kicię. Badania, diagnozy, błędy, kolejni lekarze, kolejne badania, kolejne diagnozy, morze wylanych pieniędzy i łez. Bo w tym domu zepsutego kota bardzo się kocha. Właścicielka śle rozpaczliwe maile do hodowczyni. Ta jednak najwidoczniej zajęta jest doskonaleniem rasy. Uczciwie, proszę państwa. Uczciwie. Prośby o poradę i pomoc nie skutkują. Hodowczyni milczy. Konktakt się urywa.
Tymczasem padają kolejne diagnozy, kolejni lekarze zachodzą w głowę, co się dzieje. Zmienia się karmy - z droższych, weterynaryjnych na jeszcze droższe. Bez efektu. Kotka nie chce ich jeść, powoli zaczyna konać z głodu. Jest maksymalnie wychudzona - waży tyle co kociak - i żałośnie zestresowana ciągłymi wizytami u weterynarzy. Gdy wydaje się, że Kicia przejdzie za Tęczowy Most, ktoś proponuje biopsję jelita. Nie dochodzi do niej jednak, bowiem... kotka jelita NIE MA. Jej grube jelito zostało wycięte. Weterynarz stwierdza obecność pooperacyjnych zrostów i nie może uwierzyć, że właścicielka kotki o tym nie wiedziała. Nie może wyobrazić sobie, że ktoś narażał zwierzątko na strach, głód, cierpienie, bo hodowczyni zapomniała wspomnieć, że kotka jest kaleką. Najpewniej zapomniała. Wszak wszelkie transakcje dla dobra rasy przeprowadza uczciwie, proszę państwa. Uczciwie.

22 komentarze:

  1. Wstrząsające jest to, co napisałaś!!! Pewno nie uwierzyłabym albo pomyslała, że przesadzasz, gdyby nie podobne historie, o których słyszałam i spotkałam się wśród znajomych... Nie tak drastyczne, ale jednak. A historia o hodowczyni, która sprzedała kocię rodowodowe (podkreślam, bo ma to wpływ na cenę) pani, która ma całe mieszkanie ofoliowane i już przed zakupem pytała czy "kotek będzie siedział czy biegał"? jest najmniej dramatyczna, przynajmniej dla obecnej właścicielki kotka. Co prawda hodowczyni cały czas podkreśla, że ma wyrzuty sumienia, że kotka sprzedała, ale "co ona ma teraz poradzić?"... No, bez komentarza...
    aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, i z tego wzburzenia nie zapytałam, co będzie teraz z koteczką? Czy da się ją uratować i czy życie nie będzie dla niej jedynie pasmem cierpień?
    aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Wstrząsające, brak słów... :( Co dalej z kotką? Co dalej - weterynarz coś powiedział?

    OdpowiedzUsuń
  4. Już wyjaśniam.

    Po pierwsze historia ta bardzo mną wstrząsnęła i dlatego ją opisuję. Nie chcę, by ktoś sądził, że potępiam tym samym WSZYSTKICH hodowców, bo tak nie jest. Wciąż wierzę, że istnieją hodowcy, którzy swoje zwierzęta traktują z szacunkiem i interesują się ich losem.
    Potępiam tę konkretną kobietę. Jej dwulicowość. To, iż promuje swoją działalność jako nieskażoną.
    Kotka żyje. Teraz, gdy wiadomo, co jej jest właścicielka i lekarze będą mogli podjąć odpowiednie kroki w celu ułatwienia jej życia. Sądzę, że moja Przyjaciółka przereorganizuje także nieco opiekę nad kotką, nie wspomniałam bowiem, że kotka z wiecznie rozwodnionym stolcem nie zawsze załatwia się do kuwety. Teraz jej Pani będzie wiedziała, że to normalne i na pewno zorganizuje wszystko tak, by dolegliwości kotki były jak najmniej uciążliwe. Przez wiele, wiele miesięcy zbędnej walki z domniemaną chorobą ani razu nie powstała myśl, by pozbyć się Kici. Jest ona pod doskonałą opieką i tak pozostanie.
    Ma też malutką towarzyszkę - wziętą ze schroniska. Kicia na razie poddawana jest kwarantannie, ale niebawem obie siostrzyczki będą mogły się razem bawić. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiemy, dlaczego jelito zostało usunięte. Hodowczyni milczy. Wiadomo, że brak jelita nie jest wadą wrodzoną. Zostało ono usunięte operacyjnie. Obecna właścicielka kotki ma na to dowody w postaci zdjęć pooperacyjnych zrostów.
    Kobieta jest załamana, bo nie tylko w dobrej wierze katowała kotkę niepotrzebnymi wizytami u wetów; nie tylko mocowała się z problemem tak długo; nie tylko patrzyła na cierpienie zwierzęcia, ale jeszcze w pierwszej chwili została oskarżona przez lekarkę o kłamstwo. Wetka nie mogła uwierzyć, że właścicielka kotki nie miała pojęcia o usuniętym jelicie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. I jeszcze jedno: największe cierpienie sprawiał kotce nie tyle brak jelita, ale głód. Lekarze mieli ogromny problem z wystawieniem poprawnej diagnozy (w kompetencje nie wnikam, bo się na tym nie znam), niejmniej jednak ostatnio ustalono, że kotka jest... uczulona zgoła na wszystko. Stale bowiem stolec był rozwodniony. Kupowano kotce karmy dla alergików, których ona nie chciała jeść. Prosiła o inne jedzenie i stale chudła. Zjadała tyle, że utrzymywała się przy życiu. Z tego co pamiętam była skubała bodajże 1/4 wymaganej, niewielkiej porcji. Właścicielka alarmowała, że kotka umiera z głodu. Teraz okazało się, że karmy dla alergików... były niepotrzebne.

    Kończę te rozważania. Raz jeszcze piszę: nie piętnuję tu grupy hodowców jako takich. To ta kobieta jest niegodna zaufania.

    ps.

    Poprzedni komentarz usunęłam ze wzgl. na błąd stylistyczny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozwolicie,że nie będę się bawiła w grzeczności:"hodowczynię"należałoby by zgłosić do odpowiedniej organizacji,która zajmuje się rejstracją kotów rasowych-u psów jest to związek kynologiczny a u kotów to nie wiem:( i tam opisać zaistniałą sytuację.Wcale a wcale nie miałabym jakichkolwiek obiekcji aby"babie"zrobić koło nosa.Podejrzewam też,że usunięcie jelita było w jakimś stopniu związane z"hodowlą"tej poczwary w ludzkiej skórze.Ten przykład też pokazuje jak nie warto wierzyć w"uczciwe,proszę państwa,uczciwe"zachowanie danego zapewniacza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Orko, ja się z Tobą całkowicie zgadzam. Nie wiem, co zrobi właścicielka Kici. Ona sama jeszcze nie wie. Na razie usiłuje dojść do siebie i czeka na choćby słowo wyjaśnienia od hodowczyni. Chociaż właściwie nie bardzo jest co wyjaśniać. Dowód na oszustwo istnieje i święty Boże nie pomoże. Ale może chociaż "przepraszam" i podanie powodu, dla którego kotce usunięto jelito. Może zaproponowanie jakiś profesjonalnych rozwiązań?
    Ja sugerowałabym tej pani jakieś konkretne zadośćuczynienie. Jeśli przeprosi i w jakikolwiek sposób będzie starała się naprawić błąd lub zminimalizować jego skutki, ja ze swej strony na pewno usunę wpis i dodam odpowiednie wyjaśnienie.
    Reszta pozostaje w gesti samych zainteresowanych.

    OdpowiedzUsuń
  10. I jeszcze raz przekonujemy się że tam gdzie są pieniądze sumienie nie ma prawa bytu:))))A właścicielkę domniemanej hodowli należało by napiętnowac podając jej dane do publicznej wiadomości:))))niech straci trochę kasy może się opamięta:)

    OdpowiedzUsuń
  11. W tym przypadku to chyba nie ma co czekać na jakikolwiek gest ze strony tej"hodowczyni",bo jak piszesz to mimo usilnych starań obecnej właścicielki Kotki tamta"pani"nie reaguje na nic.Jest to bardzo przykre i ja będąc na miejscu obecnej właścicielki ruszyła bym sprawę ostro.Kasa to kasa"uczciwie,proszę państwa,uczciwie".Proszę,przekaż opiekunce Kotki serdeczne pozdrowienia i życzenia wszystkiego dobrego i radosnego:)))
    I przepraszam za możliwe albo raczej pewne moje błędy ortograficzno-gramatyczne.Ten typ tak ma:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję najserdeczniej! Przekażę na pewno i poproszę, by tu weszła i Was poczytała. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Właśnie przypomniał mi się przypadek mojej znajomej, która jakiś czas temu kupiła rasowego kotka. Ten od początku miał identyczne objawy i znajoma przeszła podobną drogę przez wiele gabinetów... Niestety kotek odszedł niezdiagnozowany po ponad roku walki o jego zdrowie, był wycieńczony i zagłodzony pomimo wszelkich starań i naprawdę troskliwej opieki. Teraz dało mi to do myślenia i zaczęłam się zastanawiać, co może mieć na celu podobne działanie (usunięcie jelita), bo nie myślę, żeby to było jedynie widzimisię hodowców. A sam kotek znajomej "nie trzymał wzorca", więc dla dalszej "profesjonalnej" hodowli był nieprzydatny... I nie mówię, że to był taki sam przypadek, i również daleka jestem od potępiania hodowców, jako grupy, ale jak widać wszędzie znajdą się szuje... To takie ludzkie niestety...
    aga

    OdpowiedzUsuń
  14. Straszne, ale nie zaskakujące; pieniądz rządzi światem. Hodowcy hodują dla kasy, zwierz to towar. Ja zawsze w takich sytuacjach myślę, że zrobiłabym takiej babie dokładnie to, co ona zwierzowi. Bez litości.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam, jestem oburzona. Mam w domu dwie urocze koteczki, zwykłe dachowce. Zmagam się z chorobą jednej z nich, z cukrzycą. Dwa razy dziennie muszę robić kici zastrzyki z insuliny. Nie liczę pieniędzy, które muszę wydać na jej leczenie. Ani razu przez myśl mi nie przeszło, żeby ją uśpić, dlatego, że nie jest zdrowa. Powiem tak: ja bym wycięła jelito tej hodowczyni, bo szkoda mi tej koteczki, która cierpi oraz jej kochającej nowej Pani. Duży ukłon w stronę tej Pani i życzenia by nie traciła wiary w to co robi dla kociego Bidulka. Pozdrawiam wszystkich Kociarzy :)Wanda

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochani, rozumiem oburzenie i zgadzam się z nim. Pamiętajmy jednak, że nie wycięcie jelita jest tu problemem. Prawdopodobnie kotka była chora i jelito trzeba było wyciąć. To się zdarza. Wierzę, że z jakiegoś powodu tak było właściwie.
    Problemem jest to, że moja Przyjaciółka NIE WIEDZIAŁA o tym fakcie. Mówi, że kupiłaby tę kotkę i bez jelita. Ale wtedy nie leczyłaby jej i wpadała w przerażenie z powodu prawie dwuletniej "biegunki" kota.
    Dramatyczne nie jest to, że kicia jelita nie ma, bo z tym można spokojnie żyć, ale to, że była zestresowana, leczona, głodna i nieszczęśliwa, bo nikt nie udzielił informacji o jej faktycznym stanie zdrowia.

    Wando, dziękuję za pozdrowienia i - WITAJ!

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak, oczywiście zgadzam się, że nie samo wycięcie jelita jest problemem, lecz ludzkie podejście i egoizm. A przecież kotki, jak i inne zwierzęta to nasi siostry i bracia mniejsi :) Tak czytam sobie Twoje posty i widzę tyle podobieństw w podejściu do naszych pupili. Nawet poleciłam tę stronę koleżance, mającej kota chowanego razem z psem :)Twoje wpisy są świetną lekturą do herbaty w taki mroźny dzień jak dziś. Wszystkiego dobrego! Wanda

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziękuję, ogromnie mi miło! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dopiero teraz zauważyłam,że"hodowczyni"Kotkę sprzedała a nie darowała,jak myślałam wcześniej.To ci babksko pazerne!!!Napisz gdzieś tam przy okazji jak zakńczy się ta"rozmowa"z"hodowczynią".Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Mój kot też jest kotem na hodowlanej emeryturze, i też miał 3 lata jak do nas przybył( teraz ma 5 ).I też niestety pierwsze pół roku to było leczenie
    :-( i też niestety hodowczyni jakoś nie miała czasu odbierać telefonów.Jedyny pozytyw to taki, że dostałam wszelkie możliwe dokumenty ,łącznie z wypisami o przeprowadzonych zabiegach/operacjach . Mimo to poza weterynarzem dużą pomoc miałam od hodowców z pewnego forum. I chciałam napisać, że taka postawa jak opisana powinna być zgłoszona ,tak jak nadmieniła to wyżej Orka .

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapomniałam ,jeszcze o jednym. Takie sytuacje powodują ,że prawdziwi hodowcy są wsadzani do jednego worka z takimi "hodowcami".(nie jestem hodowcą)

    OdpowiedzUsuń
  22. Cóż...sądziłam,że tak jest tylko u tzw"pseudohodowców".W listopadzie wykupiłam od kogoś takiego kotkę perską.Kiedyś miała pewnie kochajacy dom ,bo jest łagodna, kochajaca i pięknie "uczłowieczona"- kąpie sie z radością ,daje pyszczek do mycia itp.Pseudohodowca prawdopodobnie kupił ja po śmierci poprzedniego właściciela od rodziny za grosze. I zamknął w klatce w ogrodzie z kocurem brytyjskim by "poprawiła mu kocięta(!)".Kicia nie zaszła w ciążę.Kocur pół roku ją tłukł bo go nie chciała.Bała się jeść.Wychudła.W jej pięknym futerku zalęgły się pchły( do klatki w ogrodzie mogły podejść koty takze te bezpańskie i zapchlone).Pchły przeniosły grzybicę...
    Jak ją zobaczyłam i usłyszałam rozpaczliwy płacz wiedziałam , że MUSZĘ coś zrobić.Wykupiłam.Skontaktowałam się z fundacją Animalia ,znalazłam dom tymczasowy...Ale nie mogłam jej oddać.Odpchliłam, wyleczyłam.Codziennie tulę kiedy budzi sie z płaczem w nocy.Nie oddam nikomu Fifuni.Leczenie kosztowało majątek, no i "udało" się zarazić grzybem naszego jamnika.Oraz mnie.Wszyscy się już wyleczyliśmy.To nie ważne.Ważne,że taka cudona, mądra i kochająca kotka PRZEŻYŁA.

    Myślę,że częściowa resekcja jelita grubego zmniejsza apetyt u zwirzęcia.Je ono mniej a to zmniejsza koszty hodowli.I jestem zdania,że obecna włścicielka powinna to zgłosić felinologom.Bo to robi jakiś weterynarz.Nielegalnie okalecza koty. To jest w Polsce karalne!Zrobią pani kontrolę ,zbadają koty. Cóż...mój pseudohodowca to idiota ale do TEGO by się nie posunął. Co nie znaczy, że nie jest kanalia oczywiście!
    Magda

    OdpowiedzUsuń