sobota, 14 maja 2011

Mam opory...

...żeby pisać o sobie. Czuję się tak, jakby mi Jożo łapką groził i pokrzykiwał, jak to on potrafi: "Precz, obwiesiu! To blog mojej Dużej tylko dla mnie. Czego tu szukasz? Spadówka!". Z drugiej strony, gdzieś się wygadać trzeba. Podzielić smuteczkami i radościami, bo nie mogę przecież spowodować, by Duży stale ślęczał na gg i przyrastał do krzesła, wysłuchując moich jęków.
Poszedł sobie właśnie na noc muzeów. Czemu już teraz? Bo mu się zachciało iść na piechotę, kawał drogi i rozruszać sta..., to jest - nieco rozleniwione kości. A ja? Wprawdzie muzeum wojska polskiego średnio mnie interesuje, ale i tak mu zazdroszczę. Zwłaszcza, że według niego miałam skrzywione dzieciństwo, gdyż albowiem nie siedziałam w czołgu. Rzekomo wszystkie dzieci z naszego miasta w nim siedziały i skoro ja nie siedziałam, to mąż mój skłonny jest zakładać, iż rozwijałam się nieprawidłowo. Cudem jakimś doprawdy - jednak się rozwinęłam.
Pożyczę sobie zatem bloga od kotów i nieco się pochwalę. Przede wszystkim znalazłam uczelnię, na której mogłabym podjąć trzeci kierunek studiów. Jeśli bowiem dostanę pracę, będę musiała znów rozpocząć naukę. Do tej pory gryzłam się strasznie, ponieważ Uniwersytet Wrocławski nie jest w stanie określić, czy kierunek będzie otwarty, czy może nie. Określi we wrześniu, podczas gdy ja muszę aplikować na stanowisko już teraz. Jeśli dostanę pracę, to tylko pod warunkiem, że studia rozpocznę i jeśli one nie zostaną uruchomione - wylecę z hukiem. W okolicy natomiast kierunek stał się wybitnie niepopularny i nikt go uruchamiać nie zamierza. Znalazłam wprawdzie uczelnie, które proponują studiowanie tej dziedziny, lecz... nazywają ją w tak niezwykły sposób i proponują tak niecodzienne przedmioty, że moja dyrekcja zgodzić się na dyplom po takim kierunku po prostu nie chce. Mam ukończyć tradycyjne studia z tradycyjną nazwą i basta.
Ścierając zatem z nerwów siekacze szukałam wczoraj, szukałam, aż poczułam, jak dźga mnie palec Przeznaczenia. A moim przeznaczeniem jest tułać się po świecie. Na studia jeździłam 350 km, na kolejne 150, do pracy jedyne 1000, a teraz... aż mi się zimno robi. Znów to samo.
Mogę mianowicie studiować w Poznaniu, z którym nie mam w piątkowe wieczory lub popołudnia żadnego połączenia. Mogę studiować (Tiganzo, macham do Ciebie) w Zielonej Górze, z którą nie mam absolutnie żadnego połączenia (studia są podyplomowe, w systemie weekendowym) i mogę studiować... ratunku... w Katowicach.
Jeśli Wrocław nie otworzy swych podwojów, nie będę miała wyboru. Katowice leżą jednak bliżej niż Kraków, Rzeszów czy Suwałki. I tym sposobem objeżdżę w ramach życia zawodowego niemal pół Europy. Francuska granica, Dolny Śląsk, Łódź, Wrocław, Katowice - jeszcze przy Ukrainie mnie nie było. Przypuszczam jednak, że to tylko kwestia czasu. Ot, drobne niedopatrzenie losu, który oczywiście nie weźmie pod uwagę faktu, że tak naprawdę to ja marzę o Litwie.
Tak czy siak, czekam teraz na decyzję dyrekcji.
Co by Wam tu jeszcze wesołego...
Dostałam dziś wieści z Mirmiłowa: jedną dobrą, drugą złą.
Dobra wiadomość była taka, iż podczas którejś z ostatnich nocy było 18 stopni ciepła. Zła - że tę właśnie noc Jożik spędził... na balkonie. Prawie całą.
A wszystko przez to, że mąż mój ma szalenie irytujący zwyczaj zasypiania przy filmie, zanim przebrzmi czołówka. Już samo słowo "film" jest dlań jak kołysanka. Gdy tylko na ekranie pojawią się pierwsze obrazy, Duży śpi jak dziecię. Ileż ja się nadenerwuję, gdy zostawi mnie tym samym na pastwę potwornego lęku przy jakimś thrillerze... Ileż się naszarpię, nabudzę, nadźgam, żeby mi potowarzyszył i nacykam, żeby przestał chrapać! Oczywista on upiera się, że wcale nie śpi. Że ogląda. Tuląc pilot do łona, chrapiąc, że mury drżą, wyczuje bezbłędnie, kiedy telewizor czy komputer zostanie wyłączony. Zrywa się wówczas z zaspaną pretensją, że przecież on wie wszystko! Poproszony o streszczenie zachowuje milczenie pełne urażonej dumy i w efekcie ogląda jeden film nawet przez 3 tygodnie.
Opisywanej nocy też tak było. Zasnął przy tytule, a obudził się przy "w rolach głównych wystąpili". Nie wiedzieć czemu, przypomniał sobie natychmiast, że w pralce ma wyprane pranie i - postanowił je rozwiesić. Nieodgadnione są bowiem meandry myśli ludzkiej.
Oglądanie rozpoczął o północy, obudził się w okolicach 2.00 i stwierdził, że to nic nie szkodzi. Rozwiesi. Co ma się w pralce kisić. Świeże powietrze, to jest to.
Wkonawszy narzucony sobie obowiązek, pokatulkał się do łóżka, gdzie trzy koty zrobiły mu miejsce. Listy obecności nie sprawdził i z powodu zaspania nie spostrzegł, że ilość pogłowia się nie zgadza.
Coś go jednak tknęło nieprzyjemnie z samego rana. Uświadomił sobie bowiem, że oto po raz pierwszy od trzech lat przespał spokojnie noc, nie niepokojony przez swego największego pieszczocha. Fakt, że nie zgadza się również liczba biesiadników przy śniadanku - ściął mu serce lodem.
Na szczęście nie można tego samego powiedzieć o kudłatym, ofutrzonym balkonowym więźniu, który spał sobie spokojniutko, cieplutki, niezmarznięty i nawet nie płakał.

11 komentarzy:

  1. Ufff! Ja kiedyś (właściwie dwa razy) zostawiłam Urwisa na ogrodzie... Bo się mi wydawało, że go Misiek wpuścił, a Miśkowi, że ja. Dopiero mąż rano nas wziął do odpowiedzi. Urwisa to nie zraziło...

    Co do studiów -> trzymam kciuki, aby było jak najbliżej... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hłe,hłe,hłe jak to się śmiał w Trójkowych rycerzach pan Zagłoba!
    Jako doświadczona mężatka co to już dwóch przerobiła powiadam Ci: żaden mąż nie chrapie!Każden mąż ogląda film nader starannie nawet jeśli z dziwnie przekrzywioną głową i otwartą paszczą wydaje odgłos typu "brrhrrryy" w sposob zaskakująco powtarzalny.Na moje "kochanie ...JA płaczę " podczas szczególnie wzruszającego melodramatu odpowiada w półśnie "tak..tak..wiem..."(Śniadanie u Tiffaniego ...ona odnajduje mokrego kota i się całują np)(z głownym bohaterem, nie z kotem-dziwne prawda?)
    Jak byś miała więcej sztuk mężów to byś wiedziała,że to zupełnie normalne zjawisko!
    Oczywiście ja stawiam na WIĘCEJ kotów (niż mężów!).Są zdecydowanie mniej kłopotliwe!:)
    Joż ma naturę porządkowego jak mój Meloś -jamnik.Każdego kota upomni( nos pod brzuch i podrzut w górę...grunt to dyscyplina!),każdego Dużego poprawi (but źle leży? To ja go w zęby i chodu pod łóżko! Niech sobie szuka !)
    Joż rządzi!
    Joż na premiera!
    Melon na prezydenta!:)
    A pomysł studiowania w Poznaniu jest baaardzo dobry.Lepszy niż w Katowicach!:)
    Czyżby zlikwidowali autobus,którym jeździłam z nartami do pobliskiego kurortu będąc studentką?!Toć to zgorszenie straszne!Nie żebym miała nim znowu jechać...ale z przyczyn sentymentalnych powienien zostać!
    Nikt w tym kraju Kotkinsa nie szanuje, no nikt!
    W następnych wyborach głosuję na Joża!
    Mel w ramach kampanii wyborczej dał dziś w nocy twarde dowody (co za szczęście,że twarde) na dywan.Przepytywany DLACZEGO odmówił zeznań.
    Potem odkryliśmy niekontrolowane spożycie suszonej kiełbasy wiejskiej.
    Prezydent musi jeść przecież!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na dobrą sprawę, Kotkinsie, skoro już sobie tak szczerze rozprawiamy, to ja nie chcę:
    - ani studiować (nigdy i nigdzie, gdyż albowiem nastudowałam się wystarczająco)
    - mieć drugiego męża (z jednym sobie jakoś radzę i boję się, że ten szczęśliwy stan nie powtórzyłby się przy drugim)
    - wystawiać Joża do wyborów, gdyż kotecek obracałby się w żenującym towarzystwie. Nie mam tu na myśli Melona, broń Boże. Nie, nie. Po prostu nie wyobrażam sobie mojego mądrusiego stworka w towarzystwie tytanów intelektu naszej sceny politycznej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój TŻ wyszedł kiedyś na balkon, żeby podziwiać niebo i przelatującą nad blokiem stację kosmiczną ISS, czy coś tam ;) Nie zauważył, że Rudy szmyrgnął mu koło nóg.
    Zwykle nie szukam wieczorem kotów, bo chyba wszyscy tu w towarzystwie wiedzą, że koty posiadają niesamowitą zdolność do natychmiastowej dematerializacji, kiedy nie chcą być o nic pytane ;)
    Tym razem coś mnie tknęło, podeszłam do już zamkniętych drzwi balkonowych, szurnęłam firanką i ... w świetle z pokoju zobaczyłam parę wyszczerzonych z przerażenia kocich oczu. Takich jak 5 złotych w dużym powiększeniu. Nie był tam długo, ale traumatycznie... Nauczka dla nas, żeby umieć kotów policzyć na czas ;) Pozdrowienia. M.

    OdpowiedzUsuń
  5. łojzicku!!!! całe szczęście, że Błękitny nie dał dyla z balkonu na wątpliwą wolność (tu ikonka "strach" z miau.pl..)Macie zabezpieczony balkon, czy może najmniej mobilnego, najmądrzejszego Kota na świecie, który wie, że nie wolno uciekać na wolność, bo tam czyha tysiąc lat złego kuku??
    Odmachiwam Ci z tej mojej Zielonej Góry, i spieszę donieść, że z tytułu problemów, o jakich ostatnio pisałam, niewykluczone, że jesienią już (albo i wcześniej, kurdę..) nie będzie mnie w Grodzie Bachusa :-/.. Za to może Cię pocieszę, że jednym z potencjalnych miejsc docelowych staje się powoli..
    Wrocław ;>.
    To by dopiero było...
    Ale generalnie mam lepszy pomysł. Zbierzmy się i wygrajmy sobie po kumulacyjce w lotto. Obie. Np na spółę jakieś ładne 10 baniek. Tym miłym sposobem skończą się nasze wszelkie kłopoty, a zacznie spełnianie tego, o czym piszemy - marzeń...
    czego serdecznie życzy
    Redakcja ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga Redakcjo.

    Mam 14 lat i chcę wyjść za mąż, ale rodzice się nie zgadzają. Co mam robić? Muj hłopak mnie lubi i jest odpowiedzialny.

    Eeee... to nie ten dział.
    Jeszcze raz.

    Droga Redakcjo.

    Balkon oczywiście mamy zabezpieczony, jednak nieogrzewany. Czy moglibyście polecić nam materiały całkiem tanie, całkiem niewidoczne, a na tyle skuteczne, by moje Kudłate Mzimu nie doświadczyło już nigdy zbędnego chłodu???
    Jestem przekonana, że coś wymyślicie.
    Z pozdrowieniem
    Wasza
    M.

    Droga Redakcjo.
    Mam 32 lata i nie mam pieniędzy. Rodzice nie zgadzają się utrzymywać ani mnie, ani mego męża, ani moich pięciu zwierząt, ani mego lokum. Czy możecie mi podać sposób na wygraną w totka, bo strasznie nie lubię pracować??

    Z poważaniem

    Wasza wierna Czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Już dawno doszłam do przekonania,że 20 milionów to za mało na moje wygórowane potrzeby:)
    Pozostanę przy tym co mam...
    Droga Autorko-męża polecam wymieniać tylko w sytuacjach awaryjnych.Studiować tylko przymuszona.Joża wystawić do wyborów.
    Wtedy ani studia,ani wymiana męża nie będą potrzebne.
    Obecny polski tzw "stan polityczny" Joż zagrzebie w kuwecie.
    Jożowi kupić może szaliczek i czpeczkę?
    Kotkins

    OdpowiedzUsuń
  8. droga Czytelniczko-Autorko,
    poradź proszę coś Redakcji, bo ta jak kto głupi nie śpi, mając wyjazd w trasę o 6.30...
    nawet haiku nie pomaga!
    Kudłate Mzimu (ale to jest dobre Mzimu, Bwana?...) proponuję profilaktycznie obszyć w wełnę. Mogą być merynosy. Co prawda zniweczy to nieco jedwabistą gładkość Mzimu, ale przy nie-daj-boże-następnej-nocy-na-balkonie sprawi, że Mzimu nie zmarznie w ogóle.
    Podaję sposób na wygraną w lotto:
    kupić los.
    Jako i ja wczoraj uczyniłam.
    nadzieja matką... tralala.... ;))))
    dobranoc :)

    OdpowiedzUsuń
  9. OCZYWIŚCIE, że to Dobre Mzimu, aczkolwiek z pewnością nie idealne. Uparte, samolubne i jak wracam po długiej nieobecności do domu, to ze trzy dni muszę błagać na klęczkach o wybaczenie, a Mzimu siedzi w czeluściach kanapy i ani drgnie! Niemniej jednak krzywdy nie czyni, zatem jest to bez wątpienia Dobre Mzimu.
    Kwestię zdobycia merynosów rozważę. Myślałam już o buciczkach z prawdziwej skórki i ciepłym płaszczyku, koniecznie podbitym futerkiem. Kapturek obszyty gronostajem, wstawki z kaszmiru, jedwabna aplikacja może?
    Co do loterii, namiętnie kupujemy zdrapki z Jasiem Fasolą :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak! Gronostajem! Tak!
    (a korona? z rubinami?)
    Kotkins

    OdpowiedzUsuń
  11. Kraków, Kraków zdecydowanie! Jeśli przymus studiowania zostanie, to Kraków zrównoważy te mniej przyjemne watki urodą Starego Miasta i obecnością... no przecież nie Smoka ;)

    OdpowiedzUsuń