czwartek, 19 stycznia 2012

Strażnicy Kleopatry

Napisałam pracę. Jeśli ktokolwiek miałby wątpliwości zapewniam, że owszem – da się na bibliotekoznawstwie zdobyć zaliczenie pisząc o kotach. Słowo! Można nawet zyskać mailową pochwałę od pani doktor za to, że się w ciekawy sposób o kotach pisze.
Aby zafundować sobie nagrodę, postanowiłam popławić się nieco w luksusie. Kawa z czekoladą, wanna z kokosową pianą, nutka pomarańczy w kosmetykach... Do tego gazetka dla kobiet i ja.
I Cześ.
Gdy tylko zanurzyłam się w pachnącej pianie, Czesławek natychmiast zmaterializował się na brzegu śliskiej wanny. A ma lęk wysokości. Potrafi spaść z taboretu i to z hukiem. Na oparcia foteli nawet nie spogląda – za wysokie.
Relaks diabli wzięli. Zamiast czytać o najnowszych francuskich kosmetykach i przeliczać ich ceny na ilość potencjalnie zakupionych książek, wzrokiem sępa obserwowałam pieszczocha, manewrującego dupiną i obserwującego świat szeroko otwartymi oczkami, co jest u niego wyrazem lęku i niepewności.
Nagle się wzruszyłam. On mnie pilnuje! Moje grubiutkie kochanie... Boi się siedzieć na tej wannie, ale chce być ze mną. Zalała mnie fala wewnętrznego ciepła i czułości. Mój okrusio...
Poczułam się jak Kleopatra, mająca prawdziwego sfinksa za strażnika. Nieruchomy niczym kamienny posąg (i mniejsza o to, że nieruchomieje z ostrożności), duuuuży, budzący respekt.
I nieważne, że jesteśmy sami i nie bardzo jest w kim ów respekt budzić. Wzrusza i napawa dumą sam fakt.
Prawda jest taka, że koty w Mirmiłowie nie mają absolutnie żadnych zadań i obowiązków. Jedynie Cześ, najukochańszy grubasek, pełni tu niebagatelną rolę – straszy gości. Właściwie nie ma osoby, która nie zatrzymałaby się w progu, widząc przechadzającego się po przedpokoju pieszczoszka. A on spogląda dumnie, z wyższością i sobie tylko znanym sposobem informuje gości wyraźnie, że jakbyco, to dysponuje nie tylko olbrzymią siłą, ale i wypielęgnowanymi pazurkami... I nie znalazł się żaden akwizytorsko-spółdzielczo-kominiarski śmiałek, który by racje Czesine kwestionował. Cieniutkim tylko głosem, hipnotycznie wpatrzeni w mego obrońcę pytają, czy można wejść i czy ten miły koteczek jest dziś w dobrym humorze.
Siedział sobie zatem Czesławek na wannie, ja powolutku zaczynałam się relaksować, miło nam płynął czas, póki wypielęgnowane pazurki nie wbiły się w moją stopę, intrygująco wprawiającą w ruch szemrzącą i skrzącą się piankę.
Usiłując jednocześnie wyrywać nogę i łapać kochane 10 kilogramków, dałam Czesławkowi do zrozumienia, że gdy jesteśmy sami w domu, nic mi w sumie nie grozi i może poczuć się zwolniony z posterunku.
Czesio wyraźnie odetchnął z ulgą i skorzystawszy z kuwetki (co za mania swoją drogą! ZAWSZE gdy siedzę w wannie one muszą kończyć proces trawienia), podreptał w głąb mieszkania.
Zamknęłam oczy. Z błogiego, kolejnego już, wstępu do relaksu wyrwało mnie delikatne smyranie. Nie... Prrroszę... Dajcie się wykąpać...
Joż siedział na miejscu Czesia, nieruchomo wpatrzony w czerwoną gąbkę pływającą w drugim końcu wanny. Delikatny a nerwowy ruch końca ogonka, który poczułam na nodze, sygnalizował, że zaraz nastąpi SKOOOOK.

Zdjęć z kąpieli, rzecz jasna, nie posiadam, wkleję Wam zatem kilka innych, najświeższych.

Jożik szukający oparcia i - znajdujący je.




Miś, któremu znów podarowano za małe pudełko.



Miejsce, które z założenia jest miejscem mojej pracy...

6 komentarzy:

  1. Ale fajne przygody w wannie ;). A moje oba ignorują kąpiele :(. Może dlatego, że kuwetę mam przy zejściu do piwnicy, a nie w łazience :P...
    Gratuluję ukończenia pisania Pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje z okazji ukończenia pracy.
    A za co tak szczególnie Ciebie pochwalono?
    Zaciekawiło mnie w jaki sposób wplotłaś koty do tej pracy :-)

    Mnie się wydaje,że Czesio jest słusznej po prostu postury...
    A ile w takim razie powinien ważyć ??
    Duży kot to i waga słuszna :-)

    Zdjęcia extra :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Miej litość nad piszącymi...
    Skoro zatwierdzasz komentarze ,
    to może chociaż zlikwiduj weryfikację obrazkową?
    Plisss...

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje:)też jestem ciekawa jak w pracę wplotłaś koty:)))Mój Franek czycha na mnie jak idę do łazienki,on zaraz tam jest:)Najpierw pije wodę z kranu,potem się załatwia i on jest najważniejszy:)))nie ma ,że się spieszysz:))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniado Felix się za młodu wykąpał.Niekoniecznie z własnej woli:)
    Jako kociak kochał kręcić młynki na brzegu wanny.Był malutki i miał tam sporo miejsca.Aż podrósł.I nadal robił
    ewolucje na brzeżno-wannowe...nie zauważywszy ,ze kotka w kotku coś jakby więcej...
    To właśnie miał być ten słynny karkołomny numer godny Houdiniego typu zwrot przez lewą łapę...wykonał już pólobrót...gotował się do skoku...i nagle ta wredna, paskudna wanna Felixa wciagnęła!!!
    A akurat małżonek szanowny się był w tejże wylegiwał.
    Felix wbił mu w ramię komplet pazurów (nigdy nie obcinanych,bo kto by stresował pieszczocha!), bo postanowił nie być kotkiem-utopkiem.Cóż-ratowal swe życie kocina!
    Nastąpiły kolejno: wrzask,rzut kotem i ponowny wrzask.Wbiegłam do łazienki,zobaczyłam wannę wypełnioną krwią (woda podbarwiła się od zadrapania na mężu) i wiedziona słusznym odruchem zaczęłam udzilać pomocy poszkodowanemu.(rzecz jasna Felixowi, który był mokry ,drżący i przerażony!)
    Mąż został potraktowany krotko i brutalnie: JAK MÓGŁ ZRZUCIĆ KICIĘ?!
    Felix doszedł do słusznego wniosku ,że co uchodzi kociakom -dorosłym kotom nie musi.
    I zaprzestał akrobacji.Na zawsze.
    Mąż obraził się był na mnie śmiertelnie: jestem podła i kocham Felka bardziej niż jego.
    No comments!!!
    :)
    Kotkins

    OdpowiedzUsuń
  6. Kotkins na prezydenta!
    to pisałeżem ja, Nocuś, właściciel KotkiWodnej ;>

    OdpowiedzUsuń