sobota, 19 maja 2012

Skarb na śmietniku

Tak, wiem, Kochani, że nie było nas znów kilka miesięcy. Nie mam pojęcia, gdzie podziewa się mijający czas. Przygotowania klasy do matury, praca na etat, studia, bezustanne szperanie w książkach tak mnie pochłonęły, że zgubiłam - przyznaję bez protestów - cztery miesiące blogowego życia.
Znów muszę Was jednak zapewnić, że nadal niezmiernie lubię to miejsce i będę tu wracać, choćby nieobecność trwała rok czy dłużej. Ani przez chwilę nie pomyślałam, by wysłać Mirmiłowo w niebyt. Byliśmy, jesteśmy i będziemy tak długo, jak długo - mimo wszystko - w wyrozumiałości swojej będziecie chcieli nas czytać.
Ton dzisiejszej notki nie będzie tak pełen humoru jak to zwykle bywa. Bardzo jestem zmęczona, tym razem fizycznie, a przecież koniecznie muszę Wam donieść, że... mamy w domu skarb. Najczystszy klejnocik, znaleziony na śmietniku.
Tydzień temu, gdy on i dwa malutkie cuda jemu podobne skończyły ok. 4-5 dni, człekopodobna kreatura zawiązała je szczelnie w reklamówce umazanej smarami, olejami i wyrzuciła do śmieci. Kocięta - wszak wiadomo, że o nie właśnie chodzi - w chemikaliach umazane miały noski, pyszczki, całe ciałka. Ich rozpaczliwe wołanie o pomoc usłyszał mój mąż i razem z kolegą, wkroczył do śmietnika, tnąc każdą reklamówkę w poszukiwaniu płaczących kocich dzieci. Pracownicy firmy, w pobliżu której znajduje się śmietnisko, w pierwszym odruchu powycierali pyszczki i nakapali do nich rozcieńczonego krowiego mleka. Ja gnałam na złamanie karku, by zabrać kocięta.
Po dwóch dobach walk straciliśmy dwa maleństwa: najsilniejsze i najsłabsze. Najprawdopodobniej chemikalia spowodowały zmiany w płuckach i obydwa kociaczki udusiły się, jedno po drugim.
A potem nastąpiła walka o trzeciego, która - o ile pomodlicie się solidnie do Św. Franciszka lub potrzymacie mocno kciuki - powinna zakończyć się powodzeniem. Karmimy co dwie godzinki, masujemy brzuś i każdego dnia walczymy z nowymi problemami: ropieniem w oku, ropieniami na skórze, problemami z oddechem, problemami z wypróżnianiem.
Nasze maleństwo jednak trzyma się życia i... rośnie! Na razie najgorsze, co nam grozi to zasnute bielmem oczko, które w absolutnie najgorszym wypadku kociątko może stracić. Jeśli jednak będziemy mieć nadal szczęście - rogówka powinna się zregenerować. Jestem w kontakcie z przychodnią słynnego dr Garncarza.
Jeśli chcecie ze szczegółami poczytać o naszych codziennych zmaganiach, zapraszam na wątek założony na forum "miau".  http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=141938

W tym miejscu chciałam złożyć najserdeczniejsze podziękowania FORUMOWICZOM, którzy w tych nerwowych chwilach przynieśli nam pomoc nieocenioną. Mnóstwo Ciotek i Wujków trzyma za nas kciuki. Przepraszam, że nie wymienię wszystkich (miejsca chyba by mi zabrakło), jednak proszę pamiętać, że mam w serduchu tony wdzięczności dla każdego z Was. Kocham Was, po prostu, i dziękuję!!!

Szczególne podziękowania jednakoż kieruję w stornę: MARII D. (za opiekę hodowlaną), Magdy - KOTKINSA (za opiekę medyczną i okulistyczną), KASI (od uroczej Stokrotki, za ostrzeżenie), MARCIE (Rapsodii 82, za wsparcie duchowe), ELI G. (za nieocenione, codzienne, wzruszające wsparcie - ELU, nie zawsze mam czas odpisywać, ale dziękuję!!), AVIAN, MAJENCJI (za dzielenie się doświadczeniami) i - jak wcześniej wspomniałam - całej plejadzie osób, które pomagają mi 24 godziny na dobę o każdej porze.



A teraz chyba nadszedł czas, by przedstawić Wam nasze cudeńko. Jeśli będziecie solidnie trzymać kciuki BOLUŚ przeżyje i stanie się mieszkańcem Mirmiłowa:


  









18 komentarzy:

  1. Cudowny maluszek - życzę mu zdrowia :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny maluszek!
    Trzymam za Was kciuki.
    Kasik

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem o maluszku niemal od początku i wiernie mu kibicuję ,ale jak sobie dziś przeczytałam ten wpis i zobaczyłam te cudne fotki ,to wymiękłam ... ;)))
    Za maluszka i za Was mocne kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przybijam piątkę w Bolusiową łapkę za: całkowite pozbycie się chemii, wyzdrowienie, szczęśliwe kocięctwo i przede wszystkim za super Dużych, którzy założyli fantastyczne Mirmiłowo i zawsze wiedzą, jak się zaopiekować jego mieszkańcami. I za wszystkie forumowiczki, które pomogły, pomagają i będą wiedziały, jak pomóc.
    Kciuki będę trzymać solidnie. Za Bolusia całokształt i za ocalenie oczka.
    Kochani, przywracacie wiarę w ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. SkarbBolusiu, śmietnik to tak prawie, jak Hollywood ;). Nie masz super kreacji, ale nie miej kompleksów na reklamówkowym dywanie.
    Podobno pełno kotpotforów w Mirmiłowie. Ale powąchają Cię, może ofuczą, pacna czasem.I tak będzie dobrze.
    Tylko Ty Walcz. Duzi Będą z Tobą. M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzruszające te zdjęcia, że aż mi się oczy zaszkliły;-) Rośnij maluszku zdrowo! trzymam kciuki;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielcy z Was ludzie:)))macie niezwykle dobre serducha:))mizianko dla Bolka,z takimi dużymi da radę:))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie ma słów na opisanie, co bym zrobiła temu czemuś, co skazało te kociaki na taką śmierć. Prawdopodobnie dokładnie to samo, bez żalu. Trzymam kciuki za Bola. Miał kupę szczęścia w tym nieszczęściu, że trafiło na was. A jak reszta Mirmiłowa reaguje na nowego braciszka?:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nareszcie się doczekałam! Dzięki wielkie! I miziawki dla słodziutkiego maleństwa
    MB&Ofelia

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak tam Bolo? Te jego rozcapierzone łapiątka....

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo miły blog. A Boluś przeuroczy, te słodkie łapki chwytają za serce. Trzymam mocno kciuki i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mam pojęcia jak można taką słodycz potraktować? I to w potrójnej wersji! Trzymam kciuki za Bolusia, oby skończyły się jego problemy i dawał Wam radość. W styczniu pożegnałam moją jedną koteczkę Silver, a Boluś tak bardzo ją przypomina...Niech żyje Maleństwo. Duzi - dla Was mnóstwa cierpliwości i wiary życzę. Pozdrawiam. Wanda

    OdpowiedzUsuń
  13. Trzymam kciuki za zdrówko Bolusia.I podczytuje na miau. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Joj... Jaki szkrabek cudny..
    Trzymam kciuki a Rudi łapki za maleństwo!
    Będzie dobrze i wyrośnie na grubego kocurka :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Śledzę na miau..
    O qpce to możesz już książkę napisać.
    Przez co najmniej rok będziesz miała ubaw po pachy :))) z tym alienem przecudnym:))

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie znalazłem księgi gości więc piszę w najnowszym wpisie.
    Trafiłem tu przez moja mamę która ma podobnego hopla (jak najbardziej pozytywnego) na punkcie naszego kota. Muszę przyznać, że historia z Waszym najmłodszym podopiecznym jest tak przykra i wyciskająca łezki z oczu jak radosna. Trzymam za Was i za niego kciuki, niech mu zdrowie dopisuje.
    Chcę Wam pogratulować niesamowitej pasji, zaangażowania, uczucia jakim dażycie te wszystkie stworzonka, jak już ktoś wyżej wspomniał - przywracacie wiarę w ludzi ! Jestem pewien, że jeszcze nie raz tu zaglądnę oczekując kolejnych wesołych, pozytywnych wpisów sprawiających, że uśmiech będę musiał siłą zeskrobywać z monitora. Pozdrawiam Was serdecznie, życzę samych wspaniałych chwil z Waszymi ulubieńcami i kłaniam się Wam aż do kolan !

    OdpowiedzUsuń
  17. No i jak sie czuje kotek? zdrowieje?

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam nadzieję, że uda mu się wydobrzeć, życzę wytrwania w walce o jego zdrowie :)

    OdpowiedzUsuń