wtorek, 26 czerwca 2012

Minęło 8 tygodni...

... i już chyba można głośno to powiedzieć - w Mirmiłowie jest PIĘĆ kotów, Duzi są ubożsi o sporą ilość pieniędzy, a bogatsi o niesamowite doświadczenia i dość niecodzienną wiedzę.
Wiem dziś na przykład, jakiego koloru i jakiej konsystencji winna być kupka kociego niemowlaka w poszczególnych stadiach jego rozwoju. Wiem, ile trwa przeciskanie mięsnego paszteciku przez smoczek (trwa cały mecz i kawałek filmu). Wiem, że to iż kot jest bardzo mały wcale nie oznacza, że zawartość jego pęcherza jest równie niewielka. Wiem, że uczenie kotka samodzielnego jedzenia, pogodne godzenie się z pluciem i dziarskim smarowaniem wszystkiego papką, można niekiedy uznać za czas stracony. Kocię bowiem, gdy po raz pierwszy zobaczy chrupkę, dozna nagłego olśnienia i zacznie jeść całkowicie samodzielnie, bez najmniejszych podpowiedzi ze strony Dużej. Zanim jednak ten radosny fakt nastąpi, maluch tkwi w przekonaniu, że Duża chce go utopić w miseczce i broni się ile sił, wijąc jak piskorz, tnąc pazurkami i drąc się niczym stare prześcieradło. Papka (marchewkowa, dla lepszego wydalania) fruwa po całym mieszkaniu, wyciąga się ją z wnętrza poduszek, ściąga z firanek, wydobywa z własnego biustonosza i w ogóle - jest wesoło. Wiem, że wraz z mlekiem matki kociątko wysysa wiedzę o tym, do czego służy kuweta. Chciałabym zobaczyć ludzkie niemowlę, które w wieku 4 tygodni samo grzecznie siada na nocnik, niemal zupełnie tego nieuczone. Wiem również, jak podawać parafinkę, espumisan i lactulosę, wiem jak masować brzuszek, jak wyczuwać zatkanie jelitek i wiem, że kocię może nie wypróżniać się 9 dni, wykazując przy tym niespotykaną żywotność.
Wiem też, jak przygotować się do sesji, karmiąc co dwie godziny, jak przeczytać 7 książek w tym czasie i jak sporządzić projekt komputeryzacji biblioteki, siedząc bezustannie na forum miau lub facebooku, w poszukiwaniu porad Mądrych Ludzi.
Zanim jednak doszłam do tej wiedzy i umiejętności, zanim moja szafka zaczęła pękać w szwach od nagromadzonych środków na przeczyszczenie, strzykawek, kroplomierzy, buteleczek, smoczków (dziurki muszą być różnych rozmiarów, do czego dochodzimy metodą prób i błędów), kilku rodzajów mleka dla niemowląt kocich i ludzkich, zanim doszłam do wniosku, iż jestem w stanie wykarmić żłobek - targało mną tysiąc wątpliwości w rodzaju:
- śpi za dużo - pewnie chory
- śpi za mało - pewnie ma zatwardzenie
- nie wstaje - pewnie opóźniony
- za szybko wstaje - pewnie go coś boli, może brzuszek??
- nie siada - pewnie porażony
- za szybko siada - pewnie nie ma siły by ustać
- nie chodzi - ma uszkodzony układ nerwowy
- czemu on tak się wierci - ani chybi, coś mu dolega
- nie robi kupy - pewnie zatkany i podtruty
- robi zbyt wiele kupy - pewnie coś mu zaszkodziło
- nie je - na pewno źle się czuje
- za dużo je - z pewnością ma pasożyty
- nie przybrał od paru godzin na wadze - przestał się rozwijać
- przybiera za szybko na wadze - to pewnie ten zatkany brzuszek...
- czemu ma takie zrolowane uszka... - pewnie to wada genetyczna, niedorozwój chrząstki pewnie
- czemu ma taki pękaty brzuszek - nie ma wątpliwości: to robale
- czemu nagle ma wklęsły brzuszek - robale powolutku pożerają go od środka
- czy ja nie za wiele panikuję - mogę mu tym zaszkodzić
- czy ja nie za mało panikuję - jestem fatalną opiekunką
- jedzonko jest za zimne
- jedzonko jest za ciepłe
- w pokoju jest przeciąg
- w pokoju jest zbyt duszno
- termofor go poparzy
- bez termoforu będzie mu zimno
- wet jest za stary i dopadła go rutyna
- wet jest za młody i brak mu doświadczenia
- czy mam znów jechać do weta?
- czy mam dzwonić do weta?
- czy mam zamieszkać u weta?
- czy mam wyjść za weta???



Sami widzicie - nie było łatwo. Proszę się zatem nie dziwić, że z nadmiaru emocji nie pisałam nic, zabobonnie bojąc się, że jeśli ogłoszę Bolusia MOIM KOTEM, to jeszcze coś mu się stanie. Rozgrzewane były za to do czerwoności wszelkie łącza, komunikujące mnie z Mądrymi Babami na forum miau. Marię D., Beliowen,  Majencję i Miziel52 powinnam ozłocić. Całą resztę takoż - za dodawanie mi otuchy.
Dziś zebrałam się w sobie i piszę wreszcie. Boluś I Ruchliwy skończył 8 tygodni, waży 80 dag i właśnie został po raz pierwszy zaszczepiony. Otrzymał też pierwszy i jedyny dokument, potwierdzający jego pręgowaną tożsamość. Jest nim książeczka zdrowia. Życia wewnętrznego Bolutek nie posiadał. Permanentne zatwardzenie natomiast wcale nie było zatwardzeniem, a jedynie efektem tego, że rósł błyskawicznie i wcinał same zdrowe rzeczy. Po prostu - nie było zbyt wielu substancji do "odłożenia" i częstego wydalania. Teraz kocha chrupki i gotowane mięsko mieszane z pasztecikami, więc regularnie strzela klocki tak duże, że aż ziemia jęczy. Wszystko do kuwetki.
Aby post nie był zbyt długi bardziej szczegółową dokumentację fotograficzną wkleję w następnym.

14 komentarzy:

  1. Ha ha - najlepiej wyjdz za weta.Ale za to kiciulki jakie fajne i jaka dumna będziesz z siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sobie pomyślałam, że najlepiej wyjść za weta!!! ;))
      Gratuluję odchowanie kociaka, co nie było łatwe! Świetny post, uśmiałam się:)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Popłakałam się ze śmiechu (pisze to ta, która boi się wejść do kuchni, bo ośmiotygodniowy Wojtuś natychmiast krzyczy, że chce jeść; nawet w chwili, w której odszedł od miski) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgaduję, że jeśli ośmiotygodniowy Wojtuś samodzielnie odchodzi od miski, znaczy - też jest kotkiem. Kim by zresztą nie był - POWODZENIA w jego odchowaniu, wiele wytrwałości i stalowych nerwów życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale super napisane! Uśmiałam się, aż się mąż pyta, co mi jest:-))

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku :)! Ależ ten kocio powoduje, że masz uśmiechnięty dystans do samej siebie :)! A wszystko jak pamiętam gdy Misiek, syn był malutki. Macierzyństwo-Kociorzyństwo możesz uznać za zaliczone :)! Paniki było w sam raz :D... A kruszynka słodka jak nie wiem co :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Takie długie posty można czytać i czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaka śliczna dzidzia! :)

    Ling Ling

    OdpowiedzUsuń
  8. Miranio, nie przelogowałam się - Wojtuś jest tu: http://kocio-kwik.blogspot.com/. My też chodzimy wciąż go szukając, a jak wzięliśmy go 5 tyg. temu do domu nasłuchiwaliśmy, patrzyliśmy gdzie się schował, a do teraz mam tak, że w nocy z kołdry przekładam go na poduszkę, bo się boję, że go zgnieciemy.

    OdpowiedzUsuń
  9. O rrrrety!!!! Wojtuś jest klonem Bolusia! :D
    Ależ cuuuudo. Zostaje u Was? Czy go wyadoptujecie?? Doczytuję jeszcze, więc nie wiem. Zaraz Was sobie dodam do zakładek. Fajny blog!

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nawet nie wspomnę, że ja też nauczycielka. I też prowincjonalna. ;) ;)

    LING LING, niezmiernie się cieszę, że do nas zaglądasz!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaglądam, zaglądam i cieszę się, że coś nowego się pojawiło i to do tego takiego słodziutkiego :)

    OdpowiedzUsuń