wtorek, 24 listopada 2009

Humorek wraca...

Dużo snu i zleceważenie pracy na trzy dni było tym, czego potrzebowałam. Jeśli chodzi o poprawę nastroju, nie pozostaje bez znaczenia także fakt, że listopad się kończy, zaś magiczny grudzień rysuje w rychłej perspektywie. Jeszcze parę dni i można będzie zaszyć się w Empiku w poszukiwaniu prezentów, w domu zapachnie cynamonem, wanilią, pomarańczami i czyściutką firaneczką, a na stoliku rozświetli się maleńka (ze względu na koty) choinka. Co takiego jest w tych świętach, że co roku tak bardzo się na nie czeka, że są takie ważne, najbardziej doniosłe i piękne?
W Mirmiłowie spokój. Koty - to zdanie będzie nosić ślad zabobonu - CHYBA zdrowe. A jak koty zdrowe, to i Duzi spokojni. O przebiegu leczenia pisałam sporo na forum, wiem jednak z miłych źródeł, że nie tylko forumowicze nas czytają. Zatem, ze względu na naszych pozaforumowych Przyjaciół zamieszczę część zapisków także tutaj.
Najpierw w kość dał mi Czesio.
Po pierwsze - ewidentnie wyzdrowiał po jednym zastrzyku. Oczywiście kłuliśmy jeszcze przez pewien czas kosmatą dupinę, by choróbsko nie wróciło, Czesio jednak niemal od razu zadysponował pełnią czystego głosiku i całkowicie przestał kaszleć. Zaczął także gadać bez przerwy, bez wytchnienia, bez sensu. Najzabawniej było, gdy siadał wygodnie, wydawał z siebie całe gamy różnych dźwięków, operował mordeczką i jęzorkiem tak, że naprawdę wypowiadał jakieś tam sobie znane słowa i sylaby, a przy tym - sam się w siebie wsłuchiwał, pozostając w wielkim skupieniu, ewidentnie zachwycony własną elokwencją. Pewnego dnia urządził mi awanturę, bowiem Polcia została zamknięta w sypialni, gdzie spożywała mięsko okraszone lacidofilem. Czesio uznał, że oto ma miejsce jego własna, osobista krzywda! No bo jak to - Pola dostała lacidofil, a on nie! Właściwie źle napisałam - Czesio nie jest w stanie urządzić awantury. Czesio mędzi, smęci, mamlasi, jojczy, gdera, marudzi tak, że zaczynają przewracać się trzewia, a zęby ścierają się od bezwiednego zgrzytania. Czesio potrafi doprowadzić do takiego samego stanu, w jakim znajdzie się człek słuchający odgłosu noża, namiętnie jeżdżącego po szkle. Pola, gdy robi awanturę, to raz a konretnie - pacnie łapką, drapnie, syknie, potem poliże i zapominamy o wszystkim. Ale Czesio nie... Brak lacidofilu w miseczce uczynił żywot Czesiny iście ascetycznym, mrocznym, podłym i niesprawiedliwym. Czesio CIERPIAŁ!! CIERPIAŁ, ROZUMIECIE????!!!!!!* Co więcej nikt nigdy nie przeżywał takiej tragedii jak Czesio pozbawiony lacidofilu!! Granitowe chmury zebrały się nad czesiową łepetynką, czyniąc jego egzystencję niemożliwą do dalszego dźwigania. Taaaaa...
Potem zbiesił się Jożik. Chłopak stwierdził, że nie zdzierży dłużej obecności puchatej, zadzierającej nosa pannicy. Puściły mu nerwy i ... usiłował zlać Polcię. Uznał, że dosyć tego, kurczę blade. Przyszła taka, wygląda tak samo jak on, zajmuje miejsce na kolanach Dużej, dotąd przynależne jemu, Jożikowi, a w dodatku jeszcze zaczęła kokosić się w sypialni, pośród istnych kocich skarbów - narzędzi Dużego. Ponadto dostaje do jedzenia to, na co Jożik akurat ma ochotę, czyli RC Sensible. No i niby co z tego, że Jożik nigdy dotąd RC nie jadł? Że niby nie wie, jak smakuje?? Jożik nie rozumie takiego stanowiska dziwnego - może akurat wie, jak smakuje, bo się domyśla! Wolno się domyślać. Jożik nie choruje? - no i co? Przecież może się rozchorować! W każdej chwili. Nawet zaraz! I niby jak ma wtedy jeść RC, skoro go nigdy nie próbował? Może Jożik chce się przygotować na ewentualność choroby, a mu nie dadzą? Może Jożik czuje, że ma zaburzoną florę bakteryjną i właśnie RC Sensible by mu to zaburzenie naprawiło?? Że niby Jożik nie wie, co to flora?? Wie. Flora to na oknach stoi i się nazywa "mojefiołki". Skoro flora na oknie jest taka wrażliwa, to może flora w Jożiku też jest delikatna? A może Jożik kupy miękkiej nie ma?? Ma! Właśnie, że ma! Sam Duży to potwierdza, gdy wdepnie w nocy skarpetką (a czasem i bez skarpetki), bo Jożik bobeczka na futerku wyniesie! I co? I niby jak Duży wdepnie, to jest miękka, ale jak Jożik chce jeść RC, to nagle okazuje się twarda?? Dobrze, zobczymy jutro w nocy...
Jożik powinien spróbować, Jożik powinien przygotować się do choroby, Jożik powinien być otoczony troskliwą opieką, bo w każdej chwili może się zepsuć jego kwiatek w brzuszku, o Jożika nikt nie dba, i się nie troszczy. A jak się Jożik rozchoruje, to nie będzie jeść RC i wszystkim pokaże. I będą wiedzieć, że tak się Jożika nie traktuje, bo Jożik to skarb i ma wrażliwą florę i zaraz może rozchorować się nieopisanie i tragicznie ciężko, jak mu nie dadzą RC. O!
No nie??
Dziś z kolei miało miejsce bardzo miłe wydarzenie. By odzwierciedlić jego wagę, muszę wspomnieć, iż w Mirmiłowie nie zawsze panowała sielska i miła atmosfera. Poza opisywanymi walkami Polci i Czesia należy też wspomnieć o - niestety - tyranizowaniu Mirmiłka. Gnębicielem znów był Czesio.
Czesio to kot o specyficznym stosunku do ludzi, bowiem ... czuje się człowiekiem. Jestem pewna, że rozumie każde nasze słowo, jest pieszczochem, za nic ma kocie towarzystwo - woli nasze. Jest mądry, grzeczny, elegancki, ujmujący i... bardzo zaborczy. Był pierwszy, wymarzony, wyczekany, rozpieszczany, a w związku z tym każdego kota (poza Jożikiem, który przybył do nas, gdy Cześ był malutki) traktuje jak rywala. Jak rok długi, nie mógł zatem pogodzić się z obecnością Mirmiłka i co pewien czas natrętnie mu dokuczał.
No i dziś położyłam się na moment po powrocie z pracy, zamierzając uciąć drzemkę, a obok mnie rozkokosił się Miś. Myślę - zaraz będzie awantura, bo i Czesio idzie. Czesio bardzo nie lubi widoku Mirmiłka na łóżku obok Dużej. Miś mu ewidentnie przeszkadza, Miś powinien się wyprowadzić, nie wolno mu leżeć z Dużą, nie wolno bawić się w pudełeczku kartonowym, nie wolno zajmować fotela, nie wolno mu być nigdzie. Czesio konsekwentnie będzie przeganiał Misia, dopóki ten wreszcie sobie całkiem z domu nie pójdzie. Przybłęda jedna! No!
Odruchowo już już miałam zasłonić Misiaka od pacania silną łapką i chwytania za kark, gdy nagle... Czesio podumawszy chwilę, zaczął czule lizać Misia po łebku!! A w środowisku kocim, jak wiadomo, lizanie pobratymcy uchodzi za dowód przyjaźni, wielkiego przywiązania i całkowitej akceptacji! Mirmiś i ja byliśmy absolutnie zaskoczeni tak niespodziwanym obrotem sprawy. A Czesio, niemal ze słowami: no dobra, mały, nic się nie bój, ja cię w gruncie rzeczy lubię, jesteś spoko gościu, wylizywał Misiowe czółko, nosek i całego plastusiowego buziaka. Szok. Czesio najwidoczniej, wzorem Pawlaka uznał, że po pierwsze - lepszy swój własny wróg, na własnej piersi wyhodowany, a po drugie - że dobry, poczciwy Misio powinien być wreszcie doceniony. Zwłaszcza w obecności wciąż obcej, egocentrycznej primadonny, która obnosi swe wdzięki po Mirmiłowie.
Potem Cześ ułożył się obok Mirmiłka i po paru kolejnych buziakach razem poszli spać. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy kiedyś, za kolejny rok (tyle trwały mirmiłkowo-czesiowe wojny) mój najstarszy kocurek może nie zaprzyjaźni się z Polą?? Chociaż rozwojowi tej przyjaźni dawałabym jakieś trzy lata. :D
*Słowa, zaczerpnięte ze znanego rysunku A. Mleczki, na którym jeden ludzik skacze po drugim, wykrzykując właśnie owo: "Ja cierpię! Cierpię, rozumiesz???". ;) Czesio zachowuje się tak samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz