wtorek, 10 listopada 2009

Przyszła do mnie nie wiem, skąd...




Przyszła do mnie, nie wiem skąd. Błysnęła chłodno nieufnymi oczkami tkwiącymi w chudym pyszczku i rozlokowała się pod narożnikiem w kuchni. Wtulała się w materacyk z wizerunkami misiów, który wybitnie do niej nie pasował. Była zbyt poważna na misie. Spała przy miseczce z jedzonkiem. Patrzyła na nas zwężonymi źrenicami, bez sympatii. Tylko gdy brałam ją na ręce lub na kolanka, chowała główkę gdzieś w mój rękaw i - rozpoczynała istne misterium mruczenia. Mruczała tak, że wibrował świat.


A potem zaczęła wychodzić nam na spotkanie, gdy wracaliśmy z pracy. Pozostałe mruczki spały smacznie, lecz ona witała i wita nas zawsze. Główka kołysze się jej z rozespania, lecz ona stawia sobie za nadrzędny cel powiedzieć nam "dzień dobry". Powolutku zaczęła wychodzić z kuchni i sypiać zwinięta w rozkoszne kłębuszki na coraz to innych fotelach, kocykach. Jej oczka stały się wielkie, okrągłe i ciekawskie. Buzia stała się pyzata i jowialna. Moja Dziewulinka zaczęła zamieniać się w pucatą kluseczkę, a ukochany materacyk w misie zaczął do niej pasować.


Potem odkryła zabawki - ach! każda myszka, każda maskotka stała się znowu atrakcyjna, nowa, piękna i intrygująca! I każda przeznaczona tylko dla niej. Brzuś jest już tak napełniony, że coraz częściej miseczki pozostają całkiem zignorowane. Bawimy się! Piórkiem, mysią, szczurkiem. I odkrywamy wady oraz zalety czesania. Taaaaaaaak, fajnie jest być czesaną po pleckach, ojjj jak miłooo. O nie! Po portkach nie pozwalam! No coś ty?! To strefa bardzo osobista! Phhhhhh, no nieeee! Słuchaj, ja jestem dojrzała kotka, nawet moja wdzięczność ma swoje granice - zostaw portki i ogonek!


Przez dwa miesiące pobytu u mnie nauczyła mnie więcej o kotach niż którykolwiek mruczek przez dwa lata. Pokazała mi kocią indywidualność i zdecydowanie. Pokazała mi swoją bezgraniczną miłość i... upór, gdy coś idzie nie po jej myśli. Oczarowała mnie, choć może nie jest najpiękniejsza. Zafascynowała, choć bywa złośnicą. Pokochałam ją tak bardzo, że nie umiem tego opisać.


A miało jej nie być. Przybyła nie wiadomo skąd, chuda, brzydka i nieufna, zajęła miejsce mego wymarzonego wystawowego kota, którego tak bardzo chciałam kupić, odsunęła moje marzenia! Jednak przede wszystkim swymi mądrymi oczami spojrzała mi prosto w serce. Wiedziała. I dała mi wybór. Pokazała cały swój szeroki wachlarz cech: od miłości - po złość, od czułości - po upór, od spokoju - po nieobliczalność i gwałtowność. Powiedziała: taka jestem. Wybieraj. Chcę być Twoja, ale pozostanę sobą, pozostanę "trudna".


I jest. Nie wiem, jak mogło jej nie być. Jej małe ciałko, śpiące w fotelu, rude płomyki na jej futerku, nadają ciepła pokojowi. Jest dobrym duszkiem naszego domu, złośliwym chochlikiem, bez którego świat byłby nudny.


POLEŃKO, KOCHAM CIĘ!!!

3 komentarze:

  1. Jak słodko wygląda na tym... kocyku w kwiatki? Kocyk też ładny :)
    Koty w ogóle są rozbrajające, gdy śpią. Nic tylko miziać je wtedy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pola wygląda ślicznie :-) Widać jak się jej wygląd poprawił :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. A zołzowata jest straszliwie, zwłaszcza, gdy chodzi o czesanie. Rozkoszna przylepka z jednej strony i pazurzasta jędza z drugiej. Serduszko na łapce, byle tylko jej nie czesać. Ręce mam pociachane, jakbym stado kociaków w domu miała. Wstyd do ludzi wyciągnąć. Ale... uwielbiam ją i te jej fochy.

    OdpowiedzUsuń