poniedziałek, 18 stycznia 2010

O Misiu, czyli jak Bozia nie kopsnęła rozumu.


Jedna z najoryginalniejszych modlitw, z jaką zdarzyło mi się zetknąć w ostatnim dziesięcioleciu pojawiła się w felietonie Pani Maryli Weiss. Brzmiała "Boże, kopsnij rozumu" i pierwotnie widniała, w formie graffiti, na ścianie jednego z warszawskich bloków. Tam ujrzała ją Pani Weiss.

Fakt, iż ja wzięłam ją sobie do serca i powtarzałam w myślach po wielekroć, nie powinien dziwić. Jednak zaskakujące jest wielce, że za swoje motto obrał ją... Mirmiłek. Czy Pan Bóg go wysłuchał? - pozostawiam to Waszej interpretacji.
Misio to kocurek, którego z wielkim zawstydzeniem, rumieniąc się sama przed sobą, nazywam swym ulubieńcem. I dlaczego tak jest - pojęcia nie mam. Miś bowiem nie jest ani miziasty, ani do mnie przywiązany, ani obiektywnie śliczny (rodowodowy persik), ani... mądry. Mąż mój uważa, że widocznie mam słabość do istotek, którym czegoś brakuje, takich trochę, no wiecie - specjalnej troski. I dlatego tak bardzo kocham Misia.
Bo czego jak czego, ale rozumku to Bozia przez długi czas Misiowi kopsnąć nie chciała. Założę się, że gdybym spotkała się na herbatce ze Stwórcą i zapytała Go, co właściwie miał na myśli tworząc Misiaczka - nie wiedziałby, co mi odpowiedzieć.
Konkrety? Proszę bardzo. Czesiowi wystarczy dwa razy powiedzieć: "nie wolno" - i Cześ pogodnie przyjmie to do wiadomości. Misiowi można powtarzać w kółko i bez przerwy, a Miś, choć widać, że aż główka mu paruje z wysiłku, nie jest w stanie przetworzyć komunikatu.
Jożik i Czesio uczyli się swego imionka przez parę godzin, Pola reaguje na wszystkie pieszczotliwe nazwania, jakimi ją obdarzam, Miś zaś... cały rok zapamiętywał, jak się nazywa. Przy czym, o ile przyjął do wiadomości, że jest Misiem, o tyle Mirmisia już ze swą osóbką nie kojarzy... Nie wpadło mu też nigdy do główki, że jeśli Duża woła, czyni to w jakimś celu i może warto byłoby się na zawołanie pojawić. Reszta kotów, słysząc swe imię, reaguje z żołnierskim posłuchem, wiedząc, że - to się opłaca. Miś jednak nie postrzega świata w kategoriach opłacalności.
Od ponad roku pozwala też ufnie brać się na kolanka, dzień w dzień zapominając, że taka sytuacja prowadzi nieuchronnie do znienawidzonego mycia oczek.
Przy tym wszystkim Misio jest niezwykle radosnym koteczkiem. Tkwi w niezłomnym przekonaniu, że świat cały stworzony został dla jego osobistej przyjemności. Mimo, że tysiąc razy zebrał bęcki od Czesia, stale Czesiowi ufa. Mimo, że na jego łepek kilkanaście razy poleciały pokrywki, on i tak radośnie wepchnie się do szafki z garnkami. Wszystko go cieszy, wszystko jest fajne. Miś kocha świat, a świat kocha Misia. Ta prosta filozofia sprawia, że Misiaczek egzystuje sobie w calkowicie bezproblemowy sposób.

A właściwie - egzystował. Nagle bowiem, pod wpływem nieodgadnionych impulsów, Miś kilku rzeczy się NAUCZYŁ. Tak, tak - a nauka, proszę Pańtwa, to opium dla Misiowego światka.

Przede wszystkim Mirmiś odkrył, że w pewnej szafce Duża trzyma jedzonko. Nieistotne, że Czesio, Jożik i Pola wykryli miejsce przechowywania chrupek już w pierwszej dobie swego pobytu w naszym domu. Misiaczek odkrył je po ponad roku. Odkrył i - zastanowił się. W wyniku długotrwałych przemyśleń wydedukował, że jak zacznie z całej siły walić tłuściutką łapeczką w drzwiczki szafki, to przybiegnie Duża i zawsze coś z tej szafki da. I... wali. Wali nawet wtedy, gdy miseczki są pełniutkie po brzegi. Niektórzy robią maniacko zakupy dla samego kupowania, a Miś wali w szafkę dla samego momentu dawania jedzonka. Gdy znajdzie się ono w miseczkach, przestaje być interesujące i Mirmiś napiera dalej...

Inną cenną umiejętnością, jaką sobie przyswoił jest rzucanie miseczką, gdy nie ma w niej wody. Do pewnego momentu było to wygodne. Misio wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że zaniedbałam obowiązki i trzeba to naprawić. On podrzucał, ja nalewałam i było dobrze. Do czasu. Dnia pewnego Misio pojawił się przede mną zalany wodą, od różowiutkich stópek, po sowie uszka. Wyglądał wieeeelce nieszczęśliwie. W okrągłych oczętach pojawiło się potężne niezrozumienie sytuacji - chciał dobrze, a jest mokry. Dlaczemu???
Sama się zastanowiłam - co u licha? Kot dosłownie spływa wodą, choć wszędzie sucho! Utopić się chciał? Nieee, to wybitnie sprzeczne z jego usposobieniem!
Rzut oka na kuchnię wyjaśnił zagadkę. Misio pomylił miseczki. Zamiast podrzucać miskę pustą, podrzucił sobie tę, która po brzegi wypełniona była wodą. Cóż, zdarza się...
Tak potężna miłość, jaką darzę Misia też się tylko "zdarza". Ona nie jest codzienna, nie jest zwyczajna. Gdy patrzę na plaskatą buzię mego puchatego kochania, czuję że ta miłość aż boli. Misiaczku, moje słodziątko głupiutkie - KOCHAM CIĘ, mimo, iż Pan Bóg nie chce kopsnąć Ci rozumku.

A może właśnie dlatego?

4 komentarze:

  1. Ja myślę, że tak właśnie jest :że świat jest dla przyjemności Mirmiłka. On nie wie, i całkiem nie ma potrzeby, że może być inaczej.Jesli się czegoś uczy, to zapewne w celu dorabiania sobie jeszcze więcej przyjemności, tak jak np. niby bezcelowe stukanie w szafeczkę z jedzeniem. Alez to jest cel sam w sobie :)A że przy okazji zdażają się Mu pomyłeczki, tak jak w przypadku miskowego prysznica, to wszystko wpisane pewnie jest w ryzyko Misiowych zabaw:) Cudowny jest, też nie wyobrażam sobie, że możnaby nie kochać Go najbardziej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za zrozumienie :D Dziś Misio w rozbrajający sposób omal nie udusił ukochanego braciszka, ale o tym... w następnym odcinku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale się nie dziwie ze go kochasz. Misia Puchatka tez kochają miliony ludzi na świecie ,a on jak wiadomo jest misiem o małym rozumku.
    Pozdrawiam DaniSch z Mayą i Bomlem. Miziałki dla futrzaków.

    OdpowiedzUsuń
  4. Usmialam sie serdecznie i to nie tylko z opisanych tutaj sytuavji, ale rowniez dlatego, ze cos mi to przypomina. Moj Rufus tez nie grzeszy madroscia. Zawsze gdy wracam do domu jak tylko otwieraja sie drzwi on wystrzeliwuje na zewnatrz jak korek z szampana. Po czym nie mija nawet piec minut a juz jest na murku i drze jape, bo jednak nie o to mu chodzilo, nagle przypomnial sobie, ze o tej porze to micha zwykle bywa. Albo przychodzi do mnie i daje znac ze "cos" chce, wstaje a on z zadarta glowa do gory zerka czy ide za nim i nawoluje i prowadzi do kuchni, zasiada na bacznosc przy misce, nakladam odrobine, on patrzy do miski i mysli, zaglada znowu i dalej mysli az sie mu zmarszczki miedzy uszami robia, po dluzszej chwili wstaje taki troche zdezorientowany i siada na progu kuchni mysli dalej i nagle chyba w przyplywie olsnienia wstaje i mialczac rusza w strone drzwi. To tylko dwa przyklady s Rufusowego swiata.

    OdpowiedzUsuń