środa, 3 marca 2010

Misiowa miłość...

Miłość nie zna granic, miłość nie wie, co to życie i smierć, nie zna podziałów społecznych, majątkowych, a nawet - mili Państwo - gatunkowych. Miłość spada jak grom z jasnego nieba, lub rozkwita długo i powoli. Miłość ... dopadła także Misia. Kto jest obiektem jego bezgranicznej, ufnej, rozbrajającej sympati? Pola? - a w życiu. Serduszkiem Misia zawładnęła KRÓLICZKA.
Od pewnego czasu królinka ma wygodniejszą niż dotąd możliwość opuszczenia klatki i wybiegania się. W związku z tym korzysta z wolności częściej niż zwykle i staje się coraz bardziej śmiała. Bryka miedzy czesiowymi łapkami, usiłuje myć Jożika (co akurat nie jest niczym nowym, bo Jożik to brudasek i myje go każdy, komu stanie na drodze), zaczepia Polcię i... kokietuje Misiaczka. Miś, do którego łepetynki rozmaite prawdy z trudem torują sobie drogę, przyjął za absolutny pewnik, iż królisia jest kotką. Nieco mniejszą, o nieco dłuższych uszkach i ciężkawej figurce, ale jednak kotką. Misiową Dulcyneą, muzą i przyjaciółką. Gdy królisia opuszcza klatkę, Miś promienieje. Potem zaś przystępuje ni to do polowania, ni to do zalotów. Miś jest tradycjonalistą: to on zdobywa kobietę. On jest łowcą, ona zwierzyną. I tylko dziwi się, że gdy owa zwierzyna już jest zdobyta - zupełnie na jego obecność nie reaguje! Co wiecej - traktuje go zaledwie z pobłażaniem!
Rzecz całą Miś przeprowadza metodycznie i zawsze tak samo. Najpierw się czai. Chowając główkę za nogą od stołu, ugruntowuje w sobie pewność, iż cały jest niewidoczny, idealnie ukryty. Gdy królisia zaczyna interesować się jakimś przedmiotem lub własnym futerkiem, Miś po długich obserwacjach, skradaniu się z brzuszkiem przy ziemi, wykonuje w jej kierunku tygrysi skok... i co?????? I nic. Królisia obdarza go znudzonym spojrzeniem i wraca do swoich zajęć. "Eeeeeeejjjjjjjjżeeeee!" - zdaje się mówić Miś - "JA tu jestem! Zdobyłem cię! Złowiłem i złapałem! Zniewoliłem, no! Czujesz się bardzo uciemiężona??"... Kic, kic, kic - niewolnica zupełnie nieświadoma swej tragicznej sytuacji powoli oddala się, zamiatając kuperkiem. Miś po chwili namysłu, pędzi za nią, paca łapką. Przy odrobinie szczęścia zyska całusa w nosek. "Oj, ty mój głupiutki olbrzymku, skoro tak bardzo chcesz, to mnie goń" - słyszy Miś i po chwili zauważa, że kuperek zaczyna oddalać się od niego nieco szybciej. Nagle potencjalna ofiara przystaje, a rozpędzony Miś hamuje z wizgiem. Następuje zmiana kierunku, potem - zmiana goniącego. Królinka wyrabia w sobie pewne cechy kocie - i choć to zupełnie sprzeczne z jej zajęczą naturą - zaczyna gonić swego plaskatego wielbiciela.
Królik goni drapieżnika... Jakie jeszcze granice potrafi pokonać miłość??? ;)

2 komentarze:

  1. Cudnie piszesz - nie da się nie uśmiechnąć, rozczulić :-) Cieplutkie i wdzięczne te kocie opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda stara jak świat przecież - jak schowasz oczy, to całego cię nie widać :)
    Misio mądry kotek :)

    OdpowiedzUsuń