poniedziałek, 13 grudnia 2010

Dałam się omamić.

Tak. Dałam się omamić wszechpotężnemu przedświątecznemu konsumpcjonizmowi i komercji. Ideały wzięły w łeb. Nie dość, że niemal mogłabym zamieszkać w kiczowato ustrojonym Empiku, nie dość, że folguję naturze sroki i z rozczuleniem przyglądam się wszystkiemu, co się świeci, wypiskuje kolędopodobne nutki, mryga i świątecznie pachnie, to jeszcze dziś sama siebie namówiłam na pewien uroczy drobiazg, tylko dlatego, że widniała na nim czapeczka Mikołaja! A wszystkiemu jak zwykle winne koty.

Jestem oszczędna. Wydatki planuję z dużym wyprzedzeniem, a jednak nie potrzeba szczególnych umiejętności handlowych, by sprzedać mi niemal wszystko. Wystarczy wiedzieć, że zawsze z morza rozmaitych produktów bezbłędnie wyłowię ten jeden jedyny - związany z kotem. Wystarczy go tylko sprytnie podrzucić. Szafki pękają mi w szwach od kocich kubków, na ścianie wiszą kocie kalendarze, namiętnie poszukuję wygodnej torby z kotem i zbieram butelki po winie, na których wyrysowano kocią podobiznę. Z tym ostatnim jest ciężko. Na etykietkach widnieją byki, żaby, jaszczurki, aligatory i w ogóle niemal całe zoo, ale kota jak na lekarstwo. A dla mnie przy kupnie wina naprawdę nie liczy się stopień nachylenia zbocza winnic, smak, kolor, aromat i pochodzenie! Kota na etykietce się domagam i tyle. No i skarpetek ładnych z kotem dostać nie mogę. Kocia podobizna wyszyta z łaski na uciechę i podobna całkiem do niczego mnie nie satysfakcjonuje.

Ostatnio wytrwale gromadzę elementy serwisu, który ma szansę stać się dynastycznym serwisem Mirmiłowa. Na każdym bowiem kubeczku, talerzyku czy dzbanuszku widnieje, a jakże, herb w postaci kota i złotych rybek. No i przy tym serwisie dziś poległam. Po raz pierwszy obudziła się we mnie dusza kolekcjonera, piszcząc głośno i wielce komercyjnie: "look! it's limited edition!!" - musiałam nabyć. Mąż mnie pociesza, że z czasem dynastyczny serwis Mirmiłowa może stać się unikatem i za kubeczki z limitowanej edycji może nawet mieszkanie kupimy!

4 komentarze:

  1. Wino z kotem na etykiecie owszem jest. Jest to GatoNegro, chociaż sam kot nie jest urodziwy, ale to zawsze kot :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że mam już Gato Negro w swej niewielkiej kolekcji. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest jeszcze "Cote", które pijamy właśnie ze względu na kota. W wersji białej, różowej i czerwonej. Bułgarskie bodajże ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam Cote! Naturalnie. Najbardziej lubię białe. :)

    OdpowiedzUsuń