niedziela, 16 stycznia 2011

Bo kota się pierze, ino nie wykręca!

- Miiiiiisiiiiuuuuu, chodź, malutki, idziemy się kąpać!! - z uśmiechem numer 1. przemierzam mieszkanie, lukrowanymi słowy kusząc kosmatego władcę.

W tym momencie coś błyskawicznie pryska mi spod nóg w takim tempie, że jestem pewna, iż to złudzenie.

- Miiiiisiiiiiu, chodź! No chodź, słoneczko! - kląskam na najwyższych, odrażająco optymistycznych tonach. Jestem niczym pani z reklamy, która sugeruje, że oto wkroczyła na rozświetloną ścieżkę teczowej szczęśliwości za sprawą nowej przyprawy do bigosu.

- Mirmiłku. No gdzie jesteś??

Cóż. Mirmiłek, kot który sypiał na pracy poświęconej jezykowi reklamy, jest na moje ćwierkanie zadziwiająco odporny. Jakoś nie daje sobie wmówić, że kąpiel zmaże na wieki wszelkie jego kocie troski.

- Aaa, tu się zaszyłeś! Zaraz poodsuwam co się da i cię wydobędę. Umyjemy łapeczki.
- Wykluczone. Sprzatam, nie widzisz? Ja rozumiem, że to najdalszy kąt kuchni, ale naprawdę trzeba tu czasem odkurzyć i pomyślałem sobie, że to jest najlepszy moment. Zobacz, pościeram ci ładnie, oo, poodkurzamy, dawaj, pewnie zapomniałaś, tyle się tu ostatnio działo, ja ci teraz pomogę, czasem trzeba między ścianą a lodówką troszkę odkurzyć, wiesz, bo jak nie to można...

- Mirmiś! Chodź tu chłopie, czasu nie ma! - stękam przy nieplanowanym przemeblowaniu.
- Ojjjj, coś mi się w łapkę stało, no popatrz zupełnie nagle, może mi się co wbiło, może ja sobie teraz przemyję, wiesz, żeby się zakażenie nie wdało alboco...

- Misiunia! chodźże wreszcie, jak pragnę zakwitnąć! Kici-kici, dobry kocurek, chodź do Ani!

- Ja? Do mnie mówisz? Nieee, ja nie Mirmiś, miesza ci się cosik. Zupełnie jak w takim filmie jednym o pani, co jechała z drugą panią pociągiem, a potem się okazało, że wcale tej pani nie było, nie tak się nazywała i ty też się teraz mylisz, no mylisz się mówię jużdobraidę!!

*******
Po pięciu minutach daleka jestem od kląskań i świergotania. Pochylona nad wanną, w której tkwi mokrusieńki pers staram się jednocześnie trzymać prysznic, polewać, ustawiać temperaturę wody, przytrzymywać kota, sprawić, by nie wyskoczył z wanny (moje ramię i plecy traktując jak drabinkę), miziać czule po brzuszku, drapać pod bródką, smyrać za uszkiem, uspokajać i - co bodaj najwazniejsze - prać futerko. Kot, polewany wodą, siedzi bardzo grzecznie, jednak w upiornym rytmie, regularnie co dwie sekundy, wciąż w tym samym tonie - wydaje z siebie żałosne, pełne bezgranicznego wyrzutu, napiętnowane niewyobrażalną skargą: MIAU!... Zadziera przy tym główkę i patrzy mi głęboko w oczy - tak! żebym wiedziała! żebym sobie nie myślała! że on mi tego - oooo nieeee!! - nie zapomni! ...przez najbliższy kwadrans.

Poza łazienką odbywa się tymczasem inne pandemonium. Najbardziej wykwalifikowana muzułmańska płaczka pogrzebowa nie jest w stanie wydobyć z siebie jęków tak rozpaczliwych, jak te, które dochodzą z przedpokoju. Za płaczkę robi Czesio, który w tych dramatycznych chwilach uzmysłowił sobie, że lubi Mirmisia, że Mirmiś jest malutki, że go potrzebuje, woła i on - Czesio - musi go chronić!
Utopiona w studni kociego wyrzutu, mokra nie mniej od kąpanego kota, z kręgosłupem, który omal mi nie pęknie, z uszami przepełnionymi makabryczną skargą i szkarłatnymi wypiekami na licu - po kilkunastu minutach kończę kocie ablucje.

Mąż mój siedzi przez cały ten czas tuż obok i... robi zdjęcia z tej sielankowej rodzinnej imprezy.

- Ręczniki - rzucam krótko, nie mogąc wydobyć głosu i jednocześnie usiłując przekrzyczeć pyzatą płaczkę.
Małżonek w dyrdy udaje się do pokoju. Akcja musi być sprawna, bo przestałam polewać i ofiara katowskiej kąpieli może wyskoczyć z wanny, zalewając łazienkę hektolitrami wody z futerka. Tymczasem do łazienki wpada Czesławek i mam wrażenie, że jego okrągłe oczęta stają się jeszcze bardziej okrągłe.
- Oj, ty mały, oj głupiutki, tak się dałeś, oj nieboraku, oj chudziaku, ojojojoj, o laboga, o matko bosa często chora, ooo, co teraz będzie, co my nieszczęśni poczniemy, ojojojojoj!!!

- Dawajże te ręczniki, zabierz tego kota i zamknij dziób! To znaczy - nie ty zamknij, tylko niech on zamknie, a ty zamknij drzwi, bo eksploduję i bedziesz miał robotę!!!
- Już, już, co ty się tak denerwujesz!
- Ja. Się. Wcale. Nie. Denerwuję. Ja jestem spokojnym oceanem! Rozłóż ręcznik! Ręcznik, mówię, a nie serwetkę!! Tak, ten jest za mały. Kąpielowy musi być. Dobrze. Rozłóż, ja kota wsadzę i wiesz - jak naleśnik. Zawijaj go jak naleśnik. Jak naleśnik zawinięty w rurkę, nie w trójkącik!!!!!! On ma się nie ruszać!!


Ufff, zrobione, no daj Ani buzi. Teraz schniemy ładnie. Nie, nie będzie suszarki, schniemy sobie jak larwa w naleśniczku, to znaczy - tfu!!! - jak motylek w pierożku, nie - też źle - nieważne, jak motylek, no gdzietyznówidziesz?!

Mirmiś po 10 sekundach od zawinięcia nie chce udawać nadzienia w pierożku ani larwy w naleśniczku. Nie chce udawać w ogóle niczego. Odzyskuje zaiste niespotykany wigor i sobie tylko znanym sposobem uwalnia wszystkie odnóża, czmychając w miejsce jak najmniej dostępne. Z partią ręczników przyciskaną rozpaczliwie do łona padam na kolana przed byle dziurą, starając się wydobyć mokrego nieszczęśnika ulokowanego na lodowatych kaflach (nigdy nie ucieknie w kąt wyłożony dywanem! nigdy!). Potem następuje przewijanie, owijanie, naleśniczkowanie i pierożkowanie w coraz to nowe partie ręczników, bowiem mała kudłata larwa nie lubi suszarki, a ręczniki, wiecie, jakieś takie badziewne są i dziwnie szybko nasiąkają wodą. Tymczasem, jak mawia moja przyjaciółka Renatka: "kota się pierze, ino nie wykrynca" - trzeba więc dysponować do jednej kąpieli taką ilością ręczników, która godna będzie wyprawy Jagny Borynowej.


Po zakończeniu całej operacji jestem ledwie żywa. Jak przez mgłę dochodzi do mnie radosna propozycja:
- Chodź, dawaj teraz wykąpiemy Jożika! - kląska mój roześmiany mąż, sadowiąc się w łazience z aparatem w dłoniach.

8 komentarzy:

  1. No właśnie, kiedy pierzemy Joża? oO

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest właśnie Mój Mąż... Ten od survivalu, przeprowadzki i paru innych wydarzeń. :D
    Joża pierzeMY, jak będę do tego psychicznie gotowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. I znów otrzymaliśmy prezent. Rysunek od DragonLady dla Pierożka. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAAAAA!!!! Niedobra Pańcia,jak tak mogła zmoczyć Mirmiłka!:) Na sucho kąpać nie łaska? ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety. Nikt nie może przejść przez życie nietknięty niczym pierwiosnek. Nawet Mirmiłek. :) ;)

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witajcie wesoła gromado:))bloga Waszego znalazłam przy przeglądaniu blogów konkursowych.Przeczytałam w całości i chociaż powinnam już wychodzic do pracy,muszę skrobnąc parę słów:))Jestem zachwycona.Pośmiałam się i popłakałam("NOC").Będę Waszym wiernym podczytywaczem,a na dowód mojej sympatii wysłałam dwa sms z dwóch telefonów:))jeszcze jak wróci rodzinka będą następne:)))Sama jestem podwładną kota o imieniu Franek.Najwspanialszej przygodzie mojego życia:)))Pozdrawiam Was cieplutko :)))mizianko dla kotków:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Bożenko, jesteśmy Ci BARDZO, BARDZO wdzięczni. Nie tylko jesteś naszym nowym czytelnikiem, ale też od razu zaangażowałaś się w naszą sprawę i nasz konkurs. Ogromnie dziękujemy raz jeszcze. I zapraszamy do czytania nowego, dzisiejszego, jeszcze ciepłego posta! :) :) Franka wymiziaj za uszkiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powinnam pokazać to moim kotom. Żeby wiedziały za co mają mi być wdzięczne. Ja ich pod prysznic nie wkładam.

    OdpowiedzUsuń