piątek, 21 stycznia 2011

Migawki.

W swym potężnym futrze, nienagannie, wręcz "wybitnie" odżywiona, zajmuje niemal dwa autobusowe miejsca. Palce, które przywodzą na myśl serdelki poupychane w pierścieniach, splotła na podołku, w geście, który ma obrazować subtelność damy. Raz po raz wymykają się jednak spod kotroli i wywijają nerwowego młynka.
- Patrz pani, u nas też jest taka jedna - wszystkimi swymi podbródkami wskazuje kobiecinę jadącą z kocim transporterem. - Łazi, pani wie, i karmi te koty. Po co łazi? Po co karmi dziadostwo? Jak plaga toto na osiedlu. I jeszcze jej ludzie pomagają. Takie głupie! Pani wie, że taki jeden, ja na niego kulawiec mówię, to jej nawet domek dla tych kotów zrobił? Taki ze styropianu. A w domu by posiedział, do lekarza poszedł! No mówię pani, skaranie boskie. Ile to się człowiek nadenerwuje przez kogo durnego. Ja już nawet do proboszcza w parafii mówiła, żeby na kazaniu powiedział, że koty to nic dobrego nie jest. Pchły roznoszą. Parchy wszędzie. Ale on coś nie chce. Ten proboszcz, znaczy. "Stworzenie boże" - mówi. Ja tam nie wiem, czy boże. Fałszywe toto, że strach. A wredne! Dziecko zadusić może! Ale ci księża dzisiejsi! Co ta oni wiedzą! I do spółdzielni chodziłam! Pani kochana. Nie dość, że nie pomogli, to jeszcze okna chcą specjalne montować, żeby te kociska mogły do piwnic włazić. Do moich piwnic! Pani rozumie coś takiego?! - tu wznosi małe oczka ku niebiosom, ewidentnie traktując je jak swoją niepodważalną własność i wzywając wszystkich jezusmaryjów, którzy zdają się pozostawać na jej osobistej służbie.
- Nie boi się pani szczurów? Koty przecież poma...
- Coteżpani!!! Szczury?! Na MOIM podwórzu?! My czyste ludzie jesteśmy! - milknie urażona do głębii swego wcale nie najmniejszego jestestwa. - I pomocne! - dodaje po chwili z namaszczeniem. - Ta, co te koty tak karmi, dzieciom by biednym dała! O! Tyle ich... - aż zachłystuje się własną szlachetnością, którą na poczekaniu wymyśliła.
- Pani, jak rozumiem, pomaga i daje? - pytam tonem niewinnego pierwiosnka.
- O.czy.wi.ście.!!!! Ja zawsze! Od ust sobie odejmę a dzieciom dam.
- Może zatem poleciłaby pani jakąś fundację, organizację, którą pani wspiera. Procent z podatku akurat można by odprowadzić. - zamieniam się w ucieleśnienie niewinnej uprzejmości. - Bo ja to tylko w temacie zwierząt jestem zorientowana.
Następuje cisza, zakłócana warkotem silnika. Dosłownie słychać wstrzymane oddechy stojących obok pasażerów. Moja rozmówczyni pytania nie słyszy. Widok mijanej właśnie ruiny fabrycznej jest fascynujący...


-A mój mąż to strzela do kotów - uśmiech przywodzący na myśl świeżo upieczoną gwiazdkę reklamy rozpełza się po obliczu pokrytym nienagannym makijażem. - Kupił wiatrówkę i strzela sobie rano.
Żona jest ewidentnie dumna z pasji małżonka. Po drugiej stronie mamy wprawdzie bezbronne życie, ból, strach, bezradność i cierpienie, ale - mniejsza z tym. Odstresować się trzeba w tych zagonionych czasach.
- To karalne jest, wiesz? Prokuratura ściga za coś takiego.
- No chyba jesteś śmieszna. To zabawa. Nikogo poza kotami nie krzywdzi. Zresztą, kto by tam doniósł. Kogo coś takiego w ogóle obchodzi. U siebie jesteśmy. A mój M. nie lubi kotów. Chyba ma prawo, nie?
I bezbłędnie wypielęgnowane dłonie przewracają karty dziennika lekcyjnego. Tak, jest nauczycielką. W swoim mniemaniu uczy młodzież poszanowania dla życia i niezwyciężonych sił przyrody.


- Cicho, cicho, kochanie, zaraz wchodzimy. Pan doktor tylko spojrzy, da zastrzyk i wracamy do domku. Pani kochana, co to było! Mama zmarła dwa lata temu, na dniach będzie rocznica, i ojciec całkiem się załamał. Do specjalisty nie pójdzie, zresztą grosza na to nie ma, a z łóżka dni całe wstać nie chce. Już nie wiedzieliśmy, co robić. Baliśmy się go samego zostawić. Aż raz musiał, no musiał po coś tam wyjść. Luty był. Mróz straszny. I wtedy znalazł ją. Do śniegu była przymarznięta. Jak wpadł do domu, to nie wiedzieliśmy, co się z nim stało. Znowu żył. Pani wie, jak my się zdziwili? Potem weterynarz, leki, opatrunki. Rano się zrywał, bo miał kogo karmić. Po paru tygodniach był nie ten sam człowiek. "Jak ja się rozchoruję" - mówi - "to co z nią będzie?". Teraz na szczepienie przyjechałam. Czasem człowiek pieniędzy nie ma, no nie ma. To pan doktor za darmo zrobi i spokojnie na zapłatę poczeka. Dobry człowiek. Wie, że przez zwierzęta wszystko co dobre się ludziom zdarza, a czasami nawet one życie ratują.

8 komentarzy:

  1. Noooo tak:(((im bardziej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta...kto to powiedział?
    Też umiem strzelać,może tak do"pani"nauczycielki?:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Powinnam dodać "Postaci pojawiające się w Migawkach nie są fikcyjne. Jeśli ktoś dostrzega podobieństwo między sobą a dwiema pierwszymi, cóż - sam jest sobie winien".

    OdpowiedzUsuń
  3. Och miła moja:))wygrywasz na moich strunach wszystkie moje melodie:))prawie widzę moje "sunsiadki"wysiadujące na osiedlowych ławkach i gnębiące karmiącą koty:(to co ona położyła kotom pod oknami piwnic,to one zbierały i zanosiły pod jej okna:(..słyszę wyzwiska pod adresem człowieka ,który co dzień karmi gołębie pod śmietnikiem,wybierając chleb ze śmietników,a wodę nosi z pobliskiej rzeki,żeby nie naciągac spółdzielczej czystej wody:(.....i moją rodzinkę sprzed 6 lat,która ABSOLUTNIE nie chciała słyszec o kocie w domu:))))wszystkie zwierzaki,ale nie KOT:))))a tu ja im zgotowałam takie podstępstwo....i jest KOT.PAN KOT!!!KOT który zmiękczył serducho nawet mojego PANA:)))))buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. To tak jak u nas. Mój mąż 11 lat utrzymywał, że kota w jego domu NIE BĘDZIE i że podaruje mi wszystko, czego zapragnę - poza kotem. I dogadać się nijak nie mogliśmy, bo ja kota chciałam właśnie!

    Pozdrowienia dla Twoich Panów. Jednemu się ode mnie kłaniaj, a drugiego za uszkiem podrap. Tylko się nie pomyl! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę,że nawet jak się pomylę .to szkody nie będzie,bo ten DUŻY też lubi "drapanko" za uszkiem............i chyba o to była ta zawiśc:))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. poplakalam sie czytajac te notke, bo przez takiego jednego jak ten maz nauczycielki to moj Pikus stracil nozke:( a juz najbardziej wzruszyl mnie ten pan, co uratowal kota i przyniosl biedactwo do domu...

    basia bond

    OdpowiedzUsuń
  7. Basiu, przykro mi. Na pocieszenie powiem Ci, że tych "panów" co znoszą koty do domu jest chyba więcej. Ostatnio natknęłam się u weterynarza na ludzi, którzy uratowali życie... jeżykowi. Zamieszkał z nimi, wyzdrowiał, chcą go jeszcze przezimować i na wiosnę przenieść do siebie na działkę. Właściwie każdorazowo gdy jestem w przychodni słyszę, że albo ktoś osobiście uratował zwierzątko, albo ma kogoś w rodzinie, wśród znajomych, kto tego dokonał.

    Mizianki dla Pikusia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ludzie mogą być tak okrutni?!
    Następnym razem,jeśli będzie pani miała możliwość,proszę zgłosić tą parę.To jest karalne,a za to cierpienie kotów to by się go podczas ,,białoszczurzej'' plagi na stosie spaliło.Tak zachowywali się ludzie w średniowieczu - chrześcijanie(w sensie palili koty razem z ''czarownicami'').
    Niestety,ten świat jest okrutny i nic z tym nie zrobimy...
    Miziaki dla puchatych stworków:)
    I pozdrowienia dla Dużych:D

    OdpowiedzUsuń