środa, 19 stycznia 2011

O karnym jeżyku, czyli pedagogicznej klęsce Super Dużej.

"Ja - z nią w zgodzie? - Mocium Panie,
Wprzódy słońce w miejscu stanie!
Wprzódy w morzu wyschnie woda,
Nim tu, u nas, będzie zgoda!" -
przypieczętował swe stanowisko Czesławek, gdy po raz kolejny usiłowałam przeprowadzić z nim pogadankę na temat tego, dlaczego nie należy bić Polci. Wobec słów klasyka pozostawałam jednak całkiem bezradna i Czesio, z podniesionym dumnie ogonkiem oraz nabzdyczoną wielce miną, poszedł sobie, uznawszy dyskusję za ewidentnie zakończoną.
Pozostałam na placu boju, po którym fruwały kłęby wyrwanego futra, między wielce zirytowanym mężem i bodaj jeszcze bardziej zirytowaną Polką - jego ulubienicą.
Kolejna dyskusja o tym, kto zaczął nie miała większego sensu. Dalsze roztrząsanie tej kwestii groziło rozwodem, mąż bowiem stawał murem za Polcią, a ja - za Pyzatym.
Oszukiwanie samej siebie też na dłuższą metę nic nie dawało - wojny prowokował Czesio i nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek miał z ataków zrezygnować.
Co robić zatem? Oddać Polcię gdzieś w świat, obcym ludziom, ku wielkiej satysfakcji pluszaka? Oddać, mimo że już kilka razy traciła dom? Wykluczone.
W akcie desperacji napisałam więc do pewnej mądrej Dziewczyny z forum "miau", która skomponowała mi z ekstraktów roślinnych krople wyciszające. Nie dla mnie, rzecz jasna - choć wielokrotnie miałam ochotę sobie golnąć - ale dla Czesia. Udzieliła nam też wielu cennych porad, z których na plan pierwszy wysunęła się z czasem kwestia "karnego jeżyka".
Kropelki nie pomogły, ale działania przypominające jako żywo te z programu "Super Niania" - odniosły skutek.
Ilekroć bowiem pyzaty antagonista atakował Polę, natychmiast wynoszony był do łazienki, która udawała właśnie "karnego jeżyka" - zabawkę z programu, na której sadzano niespokojne dzieci. U nas zamykało się drzwi i czekało aż Czesio "się wyciszy".
Miętkie serce Dużej ciężko znosiło te działania i kazało przynajmniej zostawiać kocurkowi zapalone światło. Argumenty jakoby kot był zwierzęciem łowiącym w nocy i w ogóle doskonale funkcjonującym nocą - jakoś nie miały do niej dostępu. Wszak Czesławek mógł bać się ciemności!
Od chwili zamknięcia drzwi łazienki rozpoczynała się wojna nerwów. Pyzaty banita, wykluczony chwilowo z życia społeczności, protestował bowiem gromko i rozpaczliwie, a teorie o "wyciszaniu" miał ulokowane głęboko w swym krótkim nosku. Ja niemal przyklejona do drzwi łazienki bliska byłam łez, a mąż tłumaczył mi jak komu mądremu, że nie możemy ulegać naciskom. Jak pluszaka wypuścimy tylko dlatego, że pruje japkę, to będzie wiedział, iż marudzeniem może wyegzekwować wszystko. Małżonek zyskiwał wówczas miano okrutnika i kuriozum bez sumienia, niemniej jednak poddawałam rzecz całą jego woli. Z czasem Czesio, siedząc w łazience, coraz krócej dywagował na temat swego rozpaczliwego położenia, coraz częściej natomiast kładł się na dywaniku łazienkowym i oddawał rozmaitym rozważaniom. Tkwiłam w nadziei, że były to głębokie analizy jego własnego postępowania.
Po kilku miesiącach naszego konsekwentnego reagowania na jakiekolwiek niepożądane czesine zachowanie skierowane wobec Polci - udało się zaprowadzić w Mirmiłowie pokój. Pyzaty przestał atakować.
Jednak natura nie lubi próżni. Coś się dziać musi. Czesio przestał, zaczął ... Miś.

"Gdzie na skale gród kamienny,
Gdzie działami mur brzemienny,
Gdzie bagnetów ostre wały,
Gdzie sklepienie z dzid i szabli,
Tam był Misio - lew zuchwały!Strzelec boski, rębacz diabli!"

Miś poczuł, nie wiedzieć czemu i skąd, nadnaturalny przypływ sił witalnych i zdolności strategicznych. Trudno jednoznacznie orzec, co miał na myśli, usiłując tłustą łapką spuścić bęcki dostojnej perskiej ciotce. Może chciał się bawić? Może w ganianego? Może polować? Dość, że doprowadzał naszą damę do rozstroju nerwowego i wymierzała mu ona karę zupełnie niewspółmierną do winy. Tylko czekaliśmy aż Polka zawoła:

"Hej tam, Duży, daj gwintówkę!
Niechaj strącę tę makówkę!"

"Oklepany" Miś odpuszczał na jakiś czas, po to tylko, by po kilku dniach zapomnieć o wszystkim i startować do Polci od nowa, całkowicie wyprowadzając ją z równowagi. Bojąc się zatem o całość naszej najmłodszej i niezbyt rozgarniętej pociechy, Duży orzekł autorytatywnie, że to zaczepianie musi raz na zawsze zostać ukrócone, a plaskatemu rozbójnikowi również wymierzy się karę pozbawienia wolności, ilekroć będzie kotce dokuczał.
Operacja umieszczenia Misia w łazienkowym Alcatraz nastąpiła rychło i bodaj jeszcze rychlej została zakończona. O ile bowiem Czesio wszczynał bunt, ale generalnie znosił karę z godnością, o tyle Misio wpadał w istną histerię.

Że co?! Że ON, Misio, najukochańszy pierożek Dużej ma być u-ka-ra-ny??!! Uka... co?! To się nie mieści w głowie!! On?! Cukierek?! Najwspanialszy na całym wielkim świecie ma być w WIĘZIENIU?! Za co?! Daczego?! Jak można!? Kasztelanka do więzienia?! Niewinnego rozkoszniaczka?! Się od świata odcina?! Bez jedzenia trzyma!! Bez piciu!! Jego?! PTYSIA?!

Kara, obliczona początkowo na jakieś 5 minut, trwała nie dłużej jak 20 sekund. Poniosłam straszliwą, sromotną pedagogiczną klęskę. Po wypuszczenia pieszczocha z więzienia musiałam wyglądać bardzo groźnie, bo mąż już nigdy potem nie zaproponował kary dla Misiaczka. Raz tylko, jesienią, gdy byłam oddalona o 1000 km od domu, za kolejne przewinienia wobec Polci, Mirmiłek znów trafił do karceru. "Kuriozum bez sumienia" przetrzymało go tam minut kilka i sprawiło tym samym, że Mirmiś jakoś przestał dopuszczać się wszelkich rozbojów.

Wszak:

"Co los spuści, przyjąć trzeba,
Niech się dzieje wola nieba"

******************************************************
Wszystkie cytaty są parafrazą komedii A. Fredry "Zemsta".
Post ilustrowała Ewa - DragonLady.

4 komentarze:

  1. Oj jak Cię rozumiem:)...Mam też stadko w domu i bezustannie ponoszę porażki pedagogiczne ...Jakoś robią mnie w kota, choć to niby ja jestem osobnikiem alfa! M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, tak. Ja też sobie tłumaczę, że przecież JA tu rządzę. I zaraz w myślach dodaję: "a ziemia jest płaska i spoczywa na dwóch krokodylach" ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż moje panie..nawet najlepszy rodzic ponosi czasem porażki:)))głowa do góry!i tak jesteście WIELKIE:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękujemy.

    PATRYKU, na razie nie publikuję Twego komentarza, bo jeszcze nie przyjrzałam się podanej przez Ciebie stronie. Przyznam, że kilka spraw na poruszony przez Ciebie temat mnie także zastanawia i niepokoi. Jeśli uznam, że niepokoje są uzasadnione, możesz na mnie liczyć.

    OdpowiedzUsuń