sobota, 15 stycznia 2011

Profesorek.



Na powyższym zdjęciu profesor Misiosław Misiosławski z dumą prezentuje nowy serwer Uniwersytetu Mirmiłowa. Wejdźmy jednak za kulisy tego doniosłego wydarzenia i prześledźmy, jak do niego doszło. Scharakteryzujmy też pokrótce sylwetkę Profesora.


Profesor Misiosław nie zawsze jest tak poważny i dystyngowany, na jakiego wygląda. Jest on w gruncie rzeczy niezmiernie przychylny nie tylko nam, maluczkim, ale w ogóle całemu światu. Ma swoje pasje. Poza namiętnym hodowaniem storczyków, profesor oddaje się też łowiectwu. Jego wyprawy trzeba jednak traktować z przymrużeniem oka i taktownie nie rozprawiać o nich w szerszym towarzyskim gronie. Ulubioną bowiem zwierzyną łowiecką profesora są ... muchy. Wielkim doprawdy kunsztem i profesjonalizmem wykazać się musi myśliwy, który pragnie zakończyć z sukcesem polowanie na tę zwierzynę. Misiosławski ponadto jest ambinty i stara się łowić wyłącznie na parapetach okien osłoniętych żaluzją. Zwierzyna niczym w sidła dostaje się pomiędzy deseczki, Misiosławskiemu wydaje się, że oto jest już o krok od spektakularnego sukcesu, gdy nagle rozsierdzona mucha uwalnia się z żaluzyjnych sideł, pędzi z obłędem w oczach w kierunku myśliwego i ten - gotując się do jej uchwycenia - spada niemal z hukiem z parapetów. Piszę "niemal z hukiem", bo spada na łóżko, czesto pociągając za sobą przeszkody stojące na łowieckim terenie - czyli storczyki w doniczkach. Profesor ma jednak zbyt wiele klasy, by swe niepowodzenia zbyt długo i dramatycznie przeżywać. Jego wrodzone poczucie humoru pozwala mu podchodzić z dystansem do licznych klęsk i wciąż na nowo podejmować próby zbudowania wizerunku myśliwego, który nigdy nie chybi.
Niekiedy, jeśli przypadkiem odstąpi od swych ambitnych planów łowienia na trudnym terenie, udaje mu się rzeczywiście upolować grubego zwierza. Na przykład ćmę. Tu jednak daje o sobie znać złote serce profesora Misiosławskiego. Nie chcąc bowiem, by zwierzyna zbyt długo się męczyła - profesor rychło ją topi. Najlepiej w kubku do kawy, należącym do jego gosposi. Poza uprawą storczyków profesor podejmuje tez próby wydobycia ekstraktu z... fiołków afrykańskich. Nie bardzo wiadomo, czemu mają służyć owe tajemnicze działania, prowadzone są jednakoż na wysoką skalę. Profesor jest empirystą i nadzieję na odniesienie sukcesu pokłada wyłącznie w doświadczaniu, nie zaś w teorii. Każdy zatem kwiatek fiołka musi być przezeń dokładnie przeżuty (jak to mówi gosposia: wyciućkany) i pozostawiony do dalszego kwitnienia. Problem w tym, że on już dalej kwitnąć nie chce, zatem profesor podejmuje te same czynności względem kolejnej rośliny. Na razie jego doświadczenia nie przyniosły niestety żadnych efektów, ale jesteśmy dobrej myśli.
Nasze rozważania rozpoczęliśmy jednakże od serwera. Pasją profesora jest bowiem informatyka. Nim kolejny gotowy komputer zostanie oddany do użytku mirmiłowskiej braci, profesor nadzoruje jego powstawanie. Ponieważ w tej dziedzinie jego wiedza już nie jest oparta na praktyce, popada on w bezustanne konflikty z podwykonawcami, zwłaszcza niejakim Piotrem. Piotr ma pewien nietaktowny i kłopotliwy zwyczaj - upiera się mianowicie, nie bacząc na prestiż profesora, iż właśnie takich a nie innych kabli, oplotów i śrubek używać należy, podczas gdy profesor jest dokładnie odmiennego zdania. Z właściwą sobie pogodą Misiosławski po prostu odbiera podwykonawcy jego narzędzia i nie wdając się w zbędne dyskusje - wynosi je precz. Uważa, że niestety nie może Piotra ani na chwilę zostawić samego, bo nie wiadomo co gotów jest w owym komputerze umieścić. Piotr się irytuje, woła gosposię, ta usiłuje delikatnie wyprawić profesora na polowanie, profesor zaś odchodzi, owszem - zabierając ze sobą informatyczne narzędzia. Polowanie mu nie wychodzi, stale bowiem rozmyśla o tym, co podczas jego nieobecności uskutecznia podwykonawca i jakie będą konsekwencje jego błędów. Wraca zatem rychło, ku niemałemu zniecierpliwieniu Piotra, i rzecz cała rozpoczyna się od początku.
Ale bądźmy wyrozumiali, wszak każdy ma jakieś słabostki.
*****************************************************
Kochani, pragnę zaznaczyć, ze ów wspaniały obraz widniejący w poście i zatytułowany "Pasja myśliwska Profesora Misiosławskiego" spłynął do Mirmiłowa jako niebagatelny dar od rysowniczki Ewy. ( http://www.dragonlady.pl/ ) Jesteśmy nieopisanie wdzięczni!

7 komentarzy:

  1. Padam ze śmiechu czytając o Twoich kotach. Mają szczęście, że mają tak utalentowaną pisarsko Dużą do opisywania ich Bardzo Ważnych Poczynań :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję!

    Bardzo Ważne Poczynania są rzeczywiście Tak Bardzo Ważne, że po prostu TRZEBA choćby próbować o nich pisać. Musi zostać ślad ku potomności :D :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ja mogłam tyle czasu nie wiedzieć o tym blogu, extra jest!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się cieszymy! Gdybyś była bliżej, ja bym Cię poczęstowała kawą, a profesorek dołożyłby jakiś fajny łup. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam piękne kociaki i ich Dużą ,super bloga macie :) lubimy Was czytać , nasza Ofelka poluje tak jak Prezes ale Florka to już się taką drobnicą nie zajmuje u niej zwierzyną są pająki ;P sawanka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooo, witaj Sawanko! Miło Was gościć. :D

    OdpowiedzUsuń