Pan Cieplutkowski był tyci
Ciut większy od ziarnka kawy,
A oprócz tego radosny,
A oprócz tego ciekawy.*
Gdy na podłogę gabinetu weterynaryjnego opadły ostatnie kłęby niebywale gęstego futra, zgolonego z Mirmiłka, oczom rozanielonej gawiedzi ukazał się właśnie on, malutki dżentelmen - Pan Cieplutkowski. Stanął w miejscu, gdzie przed sekundą znajdował się Mirmiłek i zachwycił własną lekkością. Przez nastepnych kilka tygodni wiosenne słoneczko otulało jego maleńką postać, docierało do różowego ciałka i poddawało bezustannym pieszczotkom.
Pan Cieplutkowski odkrył nagle to, czego dotąd nie doświadczył ofutrzony Mirmiłek. Oto każdy przedmiot, mebel, tkanina, nadawały się do tego, by się o nie ocierać, mrrrrrruczeć, prężyć i nadstawiać. Przede wszystkim jednak do sprawiania niesamowitej wręcz radości i przyjemności służyły ludzkie ręce. Pan Cieplutkowski garnął się do nich tak, jak nigdy nie czynił tego Mirmiłek.
Duża wyrównała Panu Cieplutkowskiemu elegancki, biały żabocik, pozostawiony przez panią weterynarz, i teraz nikt już nie może równać się z nim pod względem elegancji i lekkości. Pan Cieplutkowski biega, podskakuje i unosi się nad ziemią niczym pucułowaty motylek z płaskim noskiem! A gdy napotyka gdzieś człowieka - zagaduje, zaczepia i prosi:- Zobacz, śliczny jestem, co nie? Nie pogłaskałbyś mnie? Pogłaszcz, podrrrap, o tu, i tu, i jeszcze raz tutaj. Mrrrrr... Zobacz jak wysoko potrafię wyprężyć plecki! Zobacz jaki jestem aksamitny i milutki w dotyku! Czy widziałeś kiedyś i dotykałeś coś równie miękkiego?
Ja nie widziałam i nie dotykałam. Nigdy nie miałam do czynienia z czymś, co byłoby równie aksamitno-jedwabiste, równie ciepłe, mruczące i wibrujące. Przytulam twarz do tego aksamitu i zapominam o bożym świecie. Malutkie serduszko bije pod moimi pacami, a pod różową skórką zdaje się drzemać pomniejszone słoneczko. Mam w rękach aksamitnego aniołka.
Tymczasem Pan Cieplutkowski się wierci. Nie chce być tulony, woli być głaskany. Tak jest milej. A potem znów biega, biega, biega i podskakuje.
Gdy słońce wita się z kwiatkami na balkonie, Pan Cieplutkowski już układa się w jego promieniach. Najpierw jeden boczek, potem drugi, i znów ten pierwszy.
- Cześć! - zagaduje sąsiad piesek. - Wyjdzie dzisiaj Mirmiłek?
- Nie, nie ma Mirmiłka. Nie wyjdzie. Zniknął sobie na dłużej. Wyjechał. Teraz jestem ja. Pan Cieplutkowski.
- Aaaa, no dziwny trochę jesteś. Jakoś inaczej niż Miś wyglądasz.
- Wcale nie musisz się ze mną kolegować. Ja sobie tu poleżę, a jak wróci Mirmiłek to mu powiem, że pytałeś.
- Spox. Będę czekał.
Piesek odbiega do domu, a Pan Cieplutkowski zdaje się oddychać z ulgą i wraca na swoje miejsce w promieniach słoneczka. I tylko wieczorami Pan Cieplutkowski chętniej niż dotąd zakopuje się w kołdry, poduchy i układa jak najbliżej Dużych.
- Kocham Pana, Panie Cieplutkowski. Jest Pan najmilszym, najradośniejszym, najbardziej słonecznym Istotkiem na całym wielkim świecie. Takim cieplutkim i tak nieprawdopodobnie miękkim.
- Nie tęsknisz za Misiem?
- Tęsknię. Ale pobądź ze mną jeszcze troszkę. Za parę tygodni futerko odrośnie i znikniesz. Ukocham swego Mirmiłka, to oczywiste, ale gdzieś w zakamarkach serducha będę tęsknić do ciebie, mój Kocie w Żabocie.
- Będę z tobą cały czas. W środku, w Mirmiłku. A kiedyś, kiedyś, gdy lato będzie bardzo gorące, może znów spotkamy się w gabinecie weterynaryjnym. Stanę na przeciwko ciebie, a ty powiesz: "witaj Panie Cieplutkowski!" i zabierzesz mnie do domu. Mirmiłka znów wyślemy na urlop.
_______________________________
*parafraza wierszyka "Pan Maluśkiewicz i wieloryb" Juliana Tuwima
Co się stało Misiowi? Wszystko w porządku ze zdrowiem puchacza?
OdpowiedzUsuńWszystko w najlepszym porządku. Po prostu Miś tak strasznie obrósł na zimę, że mąż postanowił nieco sobie pomóc i ogolił mu u weta brzuszek i plecki. Trzy persy, potężnie zarośnięte, to było troszkę za dużo za samotnej i zapracowanej osoby.
OdpowiedzUsuńGdy dotarłam do domu, zamiast Misia mieszkał już u nas Pan Cieplutkowski.
:)) Wygląda całkiem ładnie :) I na pewno odetchnął z ulgą... :). Niestety moim dwóch pluszakom nie mogę jakoś wytłumaczyć, że czesanie nie jest tylko dla mojego dobra. Nawet jeśli wiosna jakaś taka zimowa, to te kule włosowe w brzuszkach mogą mieć mniejsze... I tak są dzielne - dziennie wyczesuję z nich dwa duże kłęby włosów (na mokro, na sucho jest 559 kłębków i czesanie możliwe jedynie na ogrodzie). Pozdrawiamy :).
OdpowiedzUsuńMisio ma specyficzne futro. Jest ono tak gęste, że nie widać skóry. Gdy jest ciepło, robią się nawet odparzenia. Teraz jeszcze gorąco nie jest, ale Piotrek (mój mąż) jest sam z gromadką. Ma jeszcze Jożika do czesania, Polę, nad którą trzeba przy szczotkowaniu odprawiać egzorcyzmy), mnóstwo kwiatków do opieki i podlewania, więc jakieś udogodnienie mu się należało. A że Misiaczek potwornie się zaczął kołtunić podczas linienia (wyłażące właosy plączą się z włosem, który zostaje), padło na niego. Pani weterynarz opitoliła kotecka, a ja po powrocie tylko skróciłam żabocik.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy wszystkich ofutrzonych i z futrem się zmagających!
A ja myślałam, że to z wakacji te foty.A one na czasie są :-) Mirmiłek zawsze śliczny jest :-)
OdpowiedzUsuńNa czasie, sprzed dokładnie 2 tygodni. Jednak, gdy wczoraj widziałam Pana Cieplutkowskiego przez skype, zauważyłam, że zamienia się na powrót w Mirmiłka. ;) ;) Strasznie szybko futerko odrasta.
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać tego bloga :-)
Poprostu miód na serce, że są ludzie tak zwariowani na punkcie futer jak my :-)
Pozdrawiam serdecznie i uściski dla Polci, Czesia, Jożika no i oczywiście Pana Cieplutkowskiego :-)
Joanna
Jeśli o mnie chodzi, cały świat mógłby się stać jednym wielkim domem wariatów z tego typu chorobą: całkowity bzik na punkcie zwierząt. :) Chętnie zostałabym jego pensjonariuszką.
OdpowiedzUsuńA skoro podoba się blog, wystawiajcie nam, Kochani, ocenę. Niech sobie kocie blogi wędrują wysoko w rankingach, bo trzeba światu uświadamiać, jakimi magicznymi zwierzakami są nasze futrzęta. We własnym imieniu zapraszam serdecznie na blog Kotyszki Amyszki (odnośnik na marginesie). Postawcie piątkę dzielnym Amyszkowym łobuzom i zachwyćcie się przepięknymi fotami!
Pozdrawiam!
Miranio (Miraniu?),
OdpowiedzUsuńpiękne macie te niebieskie kociambry. A piszesz o nich w taki sposób, że codziennie, niecierpliwie zaglądam, żeby się dowiedzieć co u Was nowego.
Przyznam, że to głównie dzięki Tobie inaczej spojrzałam (z większą sympatią, mimo że wszystkie koty lubię) na persy. :)
p/s Zaprosiłam na Pasionek kota z Twojej bocznej szpalty. Jest fantastyczny. :)
Kotek jest super. Niechcąco podkradłam go Amyszce. ;) A co do persów: persy są rozkoszne dzięki swojej bezbronności. Takie dzieciaczki kosmate. Ufne, kochające, zachwycone światem. I te persy "najnowszego typu" mają przepiękne, całkiem okrągłe oczy. Jak klejnoty. Polcia ma jeszcze skośne, takie "kocie", ale Mirmiłek - okrąglutkie, wiecznie zdziwione. Wiem, że w moim domu zawsze będzie pers i brytyjczyk. Może z adopcji, może ze schronu, ale zawsze pers i zawsze bryś.
OdpowiedzUsuń