wtorek, 27 października 2009

Poranek.

Delikatnie lecz natrętnie dźwięk budzika niszczył senny spokój nocy, która nawet pod jego wpływem nie mogła przeistoczyć się w dzień i stale osłaniała się ciemnością. Duża otworzyła z wysiłkiem ciężkie powieki. W sypialni panował przenikliwy chłód i ciemność. W perspektywie zaś rysował się trudny, długi, wielogodzinny dzień. Szczękając zębami powędrowała przez mieszkanie. Domowa Cisza, Spokój, Tesknotka i Bunt Przeciw Wyjściu wyłoniły się z czterech zakątków. Wszystkie były w stalowym kolorze, który - gdyby przez szyby wpadał choć nikły promyk świtu - zamieniłby się w najczystszą barwę niebieską, magiczną niebieską, bajkową niebieską.
- Cześć - zamruczała Cisza. - Dasz buzi?
- Jasne. Dawaj pyzulki.
Duża rozmościła się na kuchennym dywaniku, wyciskając siarczystego całusa na czółku Ciszy i tarmosząc ją za rozkoszne pućki. Cisza patrzyła i uśmiechała się. Autentycznie. Przypominała wszelkie koty, o jakich Duża kiedykolwiek czytała. Przypominała świat przedstawiony w opowiadaniach Poego, znikającego i śmiejącego się kocura z "Alicji w Krainie Czarów", wreszcie, tajemniczym sposobem, przenosiła Dużą w krainę egzotycznych wież minaretowych, gdzie muezzin monotonnym głosem śpiewa poranną modlitwę. Duża, siedząc sobie na dywanie i patrząc na uśmiech Ciszy, czuła przez chwilę, że podróżuje do barwnych krain Alladyna. Zanurzała dłoń w futro, na określenie którego żadne słowo nie brzmi dostatecznie miękko. Bo Cisza nie tylko się uśmiecha najprawdziwszym uśmiechem. Jest także czarodziejsko delikatna, aksamitna, miękka. W Ciszy chce się utonąć. Tymczasem na kolana wpychać zaczął się Bunt Przeciw Wyjściu.
- Po co wstałaś? Czemu zamykałaś drzwi? Chciałem się tulić. Może nie skakałbym Dużemu na głowę. Skąd wiesz, że bym tak robił? To brzydko zakładać, że będę niegrzeczny. Dasz jeść?? Daj. Szybko.
Buncik też jest stalowy. I patrzy na Dużą obłędnie głębokimi, karmelowymi oczkami, jarzącymi się w małej twarzyczce. On także jest miękki, ale gdy w jego miękkość zanurzy się palce, trudno je wyjąć. Oplata w sensie dosłownym. Ma się wrażenie, że nie puści, dopóki nie udzieli mu się odpowiedzi na sto tysięcy pytań, wymalowanych na zadziornej buzi. Buncik pyta i żąda: "Jeść!", "Tulić", "Kochać!!!", "Czemu idziesz?", "Kiedy będziesz?", "Zabierzesz mnie?", "Zabierz!", "Idę!". Tylko Spokój nie interesuje się Dużą i tym, że wstała. Zauważył bowiem w miseczce z wodą coś fantastycznego. Wodnika Szuwarka! Rety, tam siedzi Szuwarek najprawdziwszy!!! Spokój białą, tłuściutką łapką, zakończoną wielgaśnym, futerkowym papuciem, gmera radośnie w wodzie. Plusk, plum, chlap, chlip - woda rozbryzguje się po całej kuchni.
- Zostaw proszę, nie rób tak, nie wolno!
- Ale tam jest Szuwarek! Muszę.
- Nie, to jest piciu, nie rozlewaj, zobacz, co zrobiłeś.
- Nie zabieraj! Zostaw Szuwarka, on się chce ze mną bawić. Jest tam, jest na pewno!!!
Duża zostawia. Co tu kryć. Ciepło się jej strasznie robi na serduchu, gdy uspokojony Spokój wraca do poszukiwań wodnego przyjaciela. Zaraz trzeba będzie zlikwidować istną powódź. Trudno. Najważniejsze, że gdy malec znajdzie Wodnika, też będzie chciał na kolanka, na rączki. Wtuli się w Dużą, wlepi okrągłe paciorki w jej oczy, i... kichnie. Potem zaśnie chrumkając z radości i spokoju. Równiutki oddech wydobywający się z białego jak chmurka brzuszka otuli świat i będzie nakłaniał do zaśnięcia tu i teraz na tym dywaniku w ciemnej kuchni. Jak tu wyjść?
W podjęciu decyzji o wyjściu nie pomaga też Tęsknotka. Jej zielone spojrzenie, wyjątkowe w powodzi pomarańczowych spojrzeń, jest podejrzliwe. Wciąz jeszcze nieco nieufne.
- Wrócisz? Nie zostawisz mnie? Obiecujesz, że już nigdy mnie nie zostawisz???
- Wrócę. Jesteś taka piękna... Coraz piękniejsza...
- Nie muszę być piękna. Chcę być Twoja.
- Jesteś moja, najmojsza, najmojszejsza. Nikomu cię nie oddam. To postanowione.
- W porządku. Zatem idź. Ale ja tu czekam. Czekałam na Ciebie 1000 lat, więc poczekam jeszcze jeden dzień. Zawsze będę czekać najbardziej, bardziej niż tamci trzej. Pamiętaj o mnie i wracaj szybko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz