środa, 21 października 2009

Uroki nauczycielskiego zawodu, czyli anegdot parę.

W odpowiedzi na komentarz Mięty spieszę donieść, że teścik wymyśliłam. Bardzo starannie. Wielokrotnego wyboru. Śmiesznie było, bo uczniowie zamiast zająć się odpowiedziami na pytania, zaczęli bawić się w buchalterię i obliczać prawdopodobieństwo trafienia dobrych odpowiedzi biorąc pod uwagę fakt, że za źle zaznaczone odejmuję punkty. Gdy spostrzegli, ze czas okrutnie obszedł się z nimi i ich matematyką, zaczęli zaznaczać w pośpiechu, strzelając Panu Bogu w okna. Wyniknęły z tego cuda-wianki: niewierny Tomasz został nawrócony w drodze do Damaszku, dzięki czemu stał się autorem Księgi Koheleta. Septuaginta pojawiła się trzysta lat po Bibilii Tysiąclecia i była tłumaczeniem na język polski. Kain to symbol dobra i sprawiedliwości, zaś Syn Marnotrawny to głupiec, który włożył wdowi grosz pod korzec. Uwielbiam uczyć :D :D :D
Swego czasu miałam folder w komputerze z najzabawniejszymi wypowiedziami uczniów. Niestety skasowałam przez przypadek. Moją ulubioną historyjkę rozgłaszam jednak wszem i wobec i mam ją trwale zapisaną w pamięci. Gdybym sama nie była stroną tegoż fascynującego dialogu, nie dałabym wiary własnym słowom. Posłuchajcie...

W liceum dla dorosłych panuje studencki system zaliczania semestru, jeśli uczeń ów semestr "oblał". W związku z powyższym zasiadł kiedyś naprzeciw mnie młodzieniec, pragnący zaliczyć to, za co go niecnie uwaliłam. Cały semestr borykaliśmy się z literaturą Młodej Polski, moje pytania zatem tegoż okresu dotyczyły. Zadaję jedno - nie uzyskuję odpowiedzi, zadaję kolejne - bez skutku, następne - cisza, jeszcze jedno - pełen bólu jęk. Wreszcie proponuję:
- Proszę mi wobec tego wymienić jeden, dowolny, jakikolwiek utwór Kasprowicza i go omówić.
- Aaaale ja, ja się uczyłem z książek - odpowiada uczeń.
- Rozumiem. Jednak twórczości Kasprowicza na zwojach papirusowych nie spisywano. To też jest książka. - powolutku zaczynam się irytować.
- Tak, ale ja się nie z takich książek uczyłem - rzecze młodzieniec - Ja z takich grubych...
- Aaaa - domyśliłam się - powieści pan zatem przygotował, czy tak?
- Tak - wyraźnie odetchnął potencjalny abiturient. - A szczególnie to ja o "Dziadach" umiem.
- O "Dziadach"??? - pytam - Ale pan z modernizmu odpowiada. Tam żadnych "Dziadów" nie było. "Dziady" to Mickiewicz, romantyzm...
- A nie, nie! - oponuje rezolutny młody człowiek - Ja nie z tych "Dziadów" się uczyłem. Ja z tych i n n y c h.
- Innych?? Jjjjaakich "innych"??? - zacukałam się lekko, usiłując sobie na gwałt przypomnieć, co ów inteligent może mieć na myśli. Nie ma, u czorta, innych "Dziadów". Mieczysław Jastrun popełnił wprawdzie króciutki wiersz o ludziach zlagrowanych i zatytułował go "Dziady", utworek jednak w niczym nie przypomina powieści!!!
- Wie pan... ale nie ma "innych Dziadów". Są tylko te mickiewiczowskie...
- Jak to nie ma - oburzył się święcie mój interlokutor - Są! Te co JAGNA I BORYNA w nich występowali!!!

Poprosiłam pana grzecznie, by opuścił salę, bowiem nie mamy już sobie nic do powiedzenia. Od tego dnia narodziła się o mnie mroczna legenda - jestem tą, która "uwala" na egzaminie za byle co...

Innym razem omawiałam z ukochanymi wieczorówkowiczami "Nie-boską komedię". Sądziłam (błędnie), że po czterech godzinach pracy z tekstem, wspólnego czytania i analizowania uczniowski ten kwiat będzie w stanie coś mi konstruktywnego na temat tekstu napisać. Urządziłam zatem krótką kartkóweczkę, na której jednym z zadań było wypisanie racji hrabiego Henryka i racji Pankracego, przytoczonych podczas ich wspólnej dyskusji. Po kilku minutach dziarskiej pracy moich wychowanków dowiedziałam się, co następuje: oto "hrabia Henryk rozmawiał z Panem Kracym", jednak "Pan Kracy nie dał się przekonać do zmiany poglądów", "poglądy Pana Kracego były sprzeczne z interesami arystokracji", i dlatego "hrabia Henryk Panu Kracemu nie przyznał racji"... :) :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz