wtorek, 1 marca 2011

Gołąbek (nie)pokoju. Cz. II

Co na to koty? Koty przede wszystkim zatraciły jakąkolwiek zdolność kocio-racjonalnego myślenia i wstrzymały niemal wszystkie funkcje życiowie: przestały jeść, pić, wydalać, a momentami nawet oddychać. Zamieniły się w chaotycznie tańcujące trzy góry futra, z obłędem w ślepkach wpatrzone w jeden tylko obszar: balkon. Przed drzwiami balkonowymi panowało pandemonium.
- Precz! Spadać! Puście mnie, no puśśśśśśśśśćcie!! Ja!! ja muszę widzieć!! Czekaj, przesuń się!! No czekaj, mówię!!! Precz obwiesie, łamagi!!!! Dlaczego ja nic nie widzę!! Ale masz twardą głowę! Ale masz niewygodne plecki! No tak, jak byś się przesunął, to bym cię nie podeptał!!!! - darł się Jożik aż do zachrypnięcia. Prując się jak stare prześcieradło usiłował stratować, staranować i zadeptać Czesia i Misia.
Czesio drobił łapciętami w tę i z powrotem niczym znerwicowana baletnica. Nieprzytomne spojrzenie burszytnowych paciorków, wlepione w gołębia, kazało przypuszczać, że Cześ trwa w stanie niemal hipnotycznym, że zapomniał o calutkim świecie. Nie wie, gdzie i po co się znajduje. Ważny jest tylko ptak.
Wielkie z natury oczyska Misia tym razem mogły być porównywalne z podstawkami moich porcelanowych filiżanek. Wielki Łowczy Mirmiłowa czuł zew przyrody, instynkt do opętał, tłuste łapki nie nadążały przemieszczać obłędnie zaciekawionego ciałka. Słowem: koty - oszalały.
Gołąbek zaś ani na sekundę nie zamierzał usiedzieć w miejscu. Najadł się, napił i zaczął uskuteczniać coś, co nasuwało natrętną myśl, iż podstawową cechą jego charakteru będzie potężna złośliwość. Rozpoczął bowiem spacery - dokładniutko po progu balkonowych drzwi, ocierając się o szybę, do której przyklejone były koty! Z czasem wyczytałam, że młody ptak najprawdopodobniej nie "nauczył się" jeszcze, że kot może być jego wrogiem śmiertelnym i... nie tylko się kotów nie bał, ale wręcz nawiązywał z nimi kontakt. Stukał dziobkiem w szybę dokładnie w miejscu, gdzie po drugiej stronie tkwił przylepiony nos Czesia. Widząc wychodzącego z siebie i drżącego z emocji Misia, stawał przed nim i machał skrzydłami. Kursujący z obłędem w oczkach Jożik nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Gołąbek czyścił piórka, spacerował centralnie przed kocimi nosami, próbował podrywać się do lotu lub stawał przodem do kotów i unosząc skrzydła, trzepotał nimi tak, jakby próbował przegonić mirmiłowską gromadkę.
Po godzinie mieliśmy dosyć. Koty sprawiały wrażenie, że kolejno zejdą na zawał. Stworzyliśmy zatem skomplikowaną konstrukcję z foteli, kap, firan i stołków, która miała zasłonić gościa i odizolować go od kociarstwa. Wszystko na nic. Wystarczyła najmniejsza szparka, by w mieszkaniu wybuchała dzika awantura o to, kto ma przez nią oglądać ptaszka. Życie Mirmiłowa skoncentrowało się całkowicie na balkonie i nic nie dało się na to poradzić.
Przez dwie doby koty nie dawały się odciągnąć od balkonowych drzwi. Było lato. Gołąbek rozpoczynał dzień ok. 3.30 - 4.00 rano i natychmiast koty stawały na posterunku, energiczne i rozdygotane jakby wyżłopały wiadro esspresso. Całe szczęście, że nie było jeszcze wówczas z nami Polci, bo nie wyobrażam sobie dodatkowo czesino-polciowych jatek.
Nielotek całe dnie jadł i gimnastykował się. Ewidentnie miał na celu opanować w najbliższym czasie trudną sztukę latania i przeprowadzał drobne acz systematyczne ćwiczenia.
Trzeciego dnia przed południem nagle zniknął. Na szczęście byłam wówczas w domu i natychmiast zlokalizowałam go pod drzwiami klatki schodowej. Maluch bowiem znów wzleciał i znów szybko musiał osiąść. Doszliśmy do wniosku, że nie można go tak zostawić. Rozszarpałby go pierwszy lepszy pies, kot lub skrzywdziłoby dziecko. Poszłam po niego z transporterkiem i przekonałam się, że poczynił znaczne postępy w lataniu. Nabiegałam się nieźle, nim w końcu udało mi się go złapać. Pomieszkał z nami jeszcze ze dwa dni. Pojadł, wzmocnił się oraz doprowadził koty na skraj nerwicy i szaleństwa. Potem zaś kazał nam - mi i memu mężowi - zmierzyć się z bardzo trudnym problemem. Ale o tym napiszę w kolejnym, ostatnim już gołębim odcinku.



11 komentarzy:

  1. Aż się dziwię ,że to gołąb nie zeszedł na zawał ze strachu przed kotami:))))

    OdpowiedzUsuń
  2. czuje sie troche jak ten kot z nosem przy szybie :(
    - wstep do zakonczenia historii i..............
    I co dalej ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dalsze przygody gołąbka i ludzi (tym razem) opiszę jutro. Nie chcę Was zanudzać. Historyjka długa jest. Proszę się jednak nie martwić - wkrótce ją skończę, bo w piątek wracam do domu i będą już relacje "na żywo".

    OdpowiedzUsuń
  4. Bozenko, też się dziwiliśmy. Gołąbek jednak kwitł na tym balkonie i nic absolutnie sobie z kotów nie robił.

    OdpowiedzUsuń
  5. Napięcie rośnie, gołąbek umie wciągnąć i zaintrygować :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ło matko, a ja myślałam, że już wszystko widziałam ;) po balkonowej synogarlicy zachowującej się jak modelka na wybiegu, przed szybą, za którą rozpłaszczyła się footrzasta widownia :)
    Nic nie widziałam :) czekam na finał balkonowej CatsBirdStory ;) M.

    OdpowiedzUsuń
  7. He, he... Moje koteczki jak zobaczą ptaszka na daszku to dostają szczękościsku, wydają z siebie dziwne dźwięki i najnormalniej w świecie zawieszają się, można do nich mówić, one i tak tylko się patrzą na ptaka, potem zaczynają przebierać łapkami, unoszą dupkę w górę i tak śmiesznie nią kołyszą i...do ataku!! No ale ta szyba...ta szyba...zawsze jest gdzie nie powinna :)Pozdrawiam, Wanda

    OdpowiedzUsuń
  8. Na balkonie u mojej córki para gołębi odchowała 3 lęgi jednego lata. Nic sobie nie robiły z WYCHODZĄCYCH na balkon kotów.
    W nastepnym roku zlikwidowali stare półki z balkonu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mirania, zlituj się... tyle dni bez nowej notki :-(
    Pozdrawiam gorąco,
    wielbicielka Twego bloga, Twoich kotów i Dużych

    OdpowiedzUsuń
  10. Miraniu, pokochałam Twojego bloga miłością szaloną i bezgraniczną :) Zwłaszcza jako właścicielka dwóch sztuk kocich szczęść - jedno właśnie z pozycji kolan pomaga w napisaniu pierwszego komentarza :)
    Ja w kwestii ciut technicznej, żeby nie było: pisałaś parokrotnie o przygodach z pielęgnacją sierści Jożika i Mirmiłka - jak Ty to robisz? Mam kotkę - jakiś main coon jej się w genealogii plątał i chodzi mi taka kupka nieszczęścia, fartownie się nie filcując. Posiadam specjalistyczny grzebień ale z równym powodzeniem mogłabym używać widelca. Kiedy mam napady dbałości i małą wyczesuję - ta w następstwie chodzi i gubi całe zwitki kłaków a w dodatku emituje potworne ilości energii elektrostatycznej...w konsekwencji kiedyś biegała z przyczepioną do grzbietu podkolanówką pańći.
    Pozdrawiam i dziękuję za Twój czas poświęcony pisaniu każdej jakże optymistycznej notki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana Anonimowa Wielbicielko - z krwistym rumieńcem przyznaję, że zaniedbałam bloga z racji powrotu do domu. W ramach zadośćuczynienia zamieszczam dwa nowe posty.
    Miłego czytania!

    Aniu.
    Niezmiernie się cieszę, że mamy Czytelniczkę, która tak nas lubi :)
    Co do pielęgnacji sierści, to faktycznie - jest ona bardzo skomplikowana. Na problem elektryzowania się kotów jeszcze nic nie poradziłam, podobnie jak na oszałamiającą gęstość ich futra. Najpierw rozczesuję je zawsze drewnianą szczotką z ząbkami zakończonymi plastikowymi kuleczkami. Potem, pasmo po paśmie - grzebieniem z obrotowymi zębami. Włos na brzuchu staram się skracać, strzyc po prostu, bo pod paszkami i w pachwinach robi się kołtun, choćby człowiek nie wiem jak bardzo dbał i nie wiem jak często czesał. Dlatego futerko skracam. Czasem przesypuję talkiem. Wtedy mniej się kołtuni. Używam zwykłego alantanu. W chwilach desperacji: golę.
    W tym roku Miś i Pola mieli tak pancerne futra, że aż skóra była podrażniona. Latem Jożik był odparzony, mimo bardzo dokładnej pielęgnacji.
    Nie jest łatwo. Początkującym właścicielom kotów polecałabym jednak krótkowłose.
    W najbliższej przyszłości zamierzam wykąpać towarzystwo i przepłukać wodą z octem. Łyżkę octu dodaje się do 3 litrów wody i to podobno pomaga na elektryzowanie. Jak dotąd nie sprawdzałam, ale ocet działa antyseptycznie i z pewnością w rozsądnej ilości nie zaszkodzi.

    OdpowiedzUsuń