środa, 11 stycznia 2012

Jestem zmęczony...


- Jestem śmiertelnie zmęczony - rzekł Jożik w przestrzeń.
- Czym? - zapytał Czesio, bo tak wypadało.
- Szukaniem sobie miejsca do spania. Wiesz, te ciągłe zmiany... Męczy mnie to. Półka, łóżko, kanapa, fotel, sam powiedz, ileż można?
- Co ty tam wiesz o zmęczeniu, leniwcze! - fuknęła Pola. - A kto, grzecznie pytam, pokonuje dzień w dzień po kilka razy długą drogę z kuchni do przedpokoju, żeby się przywitać?? Kto występuje jako wasza delegacja, smarkacze, piecuchy? Hm??
- Ooooo przepraszam! Gdybym nie wnosił protestu kilkanaście razy dziennie, chodzilibyście głodni, bo dostawalibyście jeść tylko trzy razy! Trzy posiłki w ciągu dnia. Widział kto kiedy taką grandę? Ile ja się muszę namęczyć, żeby wyegzekwować te marne pięć dokładek! Pozaciągałem Dużej kilkanaście par spodni, skrobiąc w łydkę i co? I nic. Jak krew w piach. A wy mi tutaj... Ot, wdzięczność.
- Też się narobię - zaznaczył Czesio. - Podejmowanie decyzji: poduszka czy koc jest frustrujące. Nie wiem, jak długo pociągnę z psychiką tak obciążoną. I ten Miś skacze bezustannie jak wesz na postronku. Skupić się na kontemplacji snów nie można, choć sprzyja temu jakże miły, ciepły, głęboki mrok i sączące się przez drewniane żaluzje delikatne światło księżyca.


Wychodzę z łazienki. W lodowaty, mokry, wietrzny poranek usiłuję nastawić ekpress tak, by nie poparzyć się parą. Nagminnie - spiąca jak nieszczęście - puszczam z sykiem wrzącą chmurę zamiast wody. Jestem sową. Od zawsze, od niemowlęctwa. 6.00 godzina to dla mnie pora tortur.
Ziewając rozdzierająco i otulając się szlafrokiem próbuję dojść jako tako do siebie. Za oknem halny zrywa głowę razem z czapką. Lubię taką pogodę, ale - jak pragnę zdrowia - nie w środku nocy, nie w mrok nieprzebrany, gdy muszę katulkać się do pracy.

- ... i znów zostawili poduszki w nieładzie! No jak ja mam się położyć wygodnie??
- Hopsa! Hopsa! patataj, patataj, pojeeeedzieeeeemy w cuuudny kraaaaaj!! Cześć Cześ. Tu Miś. Jestem lew północy. Troszkę już, uuuuuuuaaaaaa, zmęczony. Posuń się, ten wygrzany dołeczek w mięciuteńkiej kołdereczce jest i-de-al-ny, perfekcyjny, w sam raz dla Misiów. Mmmmm wygodniutko cukierkowi. No, śpimy sobie. Czesiu, nie mrucz tak głośno!!


Celując rozpaczliwie tuszem w rzęsę - niekiedy trafiając w cel, a niekiedy nie - myślę sobie, co mnie czeka. Terpia z dziećmi, z którymi zapewne znów nikt nie ćwiczył. Lekcje. Wyjazd 15 km do kolejnej pracy, nieludzki ścisk w autobusie, gdzie jedna babina będzie walić pasażerów uberecikowaną głową po zębach, druga łupać wózeczkiem z zakupami po goleniach, trzecia szykować się do wysiadania na 5 przystanków przed docelowym, a czwarta przekonywać, że osoby przed 79 rokiem życia powinny latać wszędzie na piechotę. Następnie maturzyści oświadczą, że znów są nieprzygotowani, bo był - dajmy na to - dzień sprzątania biurka i nie mieli czasu, a potem się obrażą za zapowiedzenie sprawdzianu. Lekcja upłynie wielce sympatycznie nad "Medalionami", krematoriami i likwidowaniem getta.

- Posuń się, posuń. Kładę się, zwijam w kłębuszek i zatapiam w spokojnym śnie...

Jak to miło chmurką być,
niebem płynąć tak powoli,
mała chmurka, na dzień dobry
Taką piosnkę śpiewa sobie...

- Joż, zamknij dziób, bo spać nie można. Nie dość, że Pola nie chce nikogo wpuścić na swe nowiutkie, ciepłe, mięciutkie i głębokie nowe łóżeczko, to jeszcze ty życie utrudniasz! Patrz jak Misiosławski chrapie. Aż się chałupa trzęsie.

Po omówieniu paru aspektów życia w państwie totalitarnym, pojadę na zebranie rodziców. Tam nie pojawi się ani jeden rodzic, z którym istnieje prawdziwa potrzeba porozmawiania. Przyjdą bowiem jedynie ci, których dzieci funkcjonują bez zarzutu. Gdy ciemnym wieczorem będę się zbierała do wyjścia i włożę klucz w drzwi klasy, wpadną spóźnione matki "gagatków". Przez godzinę będą mnie przekonywać, że mylę się w swej ocenie. Ich dzieci pozostają genialne z definicji, są bowiem... ICH dziećmi. To wyjaśnia wszystko. Ugotowana z nerwów dotrę do domu, gdzie oczekiwać na mnie będzie upieczona na kamień pizza, gdyż Duży przysnął podczas jej preparowania. Pola znudzona, z miną chłopa odrabiającego pańszczynę, wyjdzie się przywitać, spełniając tym samym swój obowiązek.
Jednak - teraz będę miała czas dla siebie. Książka, herbata, ulubiony, silny earl gray, rubinowy, cierpki, cudowny. Przenoszę się w dalekie krainy, odpoczywam, jest cudownie...
UPS! 2.00?? Jak to 2.00??!?! Już 2.00?!!!! Czemu 2.00?!?! Za cztery godziny muszę wstać?!?!?!

Budzik wygrywa melodyjkę. Trącam w przedpokoju zaspanego męża i wyciskam na nim obowiązkowego buziaka - nomen omen - jak Pola. I nagle słyszę dochodzące z sypialni:

- Jestem śmiertelnie zmęczony...


5 komentarzy:

  1. Cuuuuudne!
    Aniu, pisz tak dalej!
    I zaliczaj kolejne kolokwia! Tylko się tak nie rozpisuj na studiach! :-))
    Pozdrawiam.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję Tobie jako sowie rannego wstawania.
    Ja byłam całe życie skowronkiem,
    a ostatnio zamieniam się w sowę.
    Całkiem miłe,
    byleby nie kazano mi zrywać się rano.

    A Puchatki naprawdę są zmęczone nic nie robieniem :-)))
    Ponoć to gorzej niż coś robić.

    Praca jak to praca.
    niewielu ludzi ma chyba pracę , którą lubi.

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie, nie! Ja bardzo lubię swoją pracę. Bardzo. Tylko zdarzają się w niej pewne paradoksy, jak wszędzie. Dziś było miło. Na jedną godzinę polskiego przyszło tylko kilkoro uczniów (reszta pojechała sobie już na ferie), a ponieważ byli to sami najlepsi uczniowie, po omówieniu jednego wiersza, ochoczo graliśmy w mafię. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuudne zdjęcia:)))Franek zagląda mi przez ramię,dosłownie :)stojąc łapkami na moim,córka się śmieje,bo tego jeszcze nie widziała:))))a ja Was podziwiam:)po mnie świtem bladym łazi jedno rude i szuka sobie miejsca,przeważnie w dołku między żebrami a biodrem,przed ułożeniem masując "sobie"miejsce pazurkami:))))))))))))))a po Was cztery:))))u mnie jedno rude domaga się pieszczot,jedzenia i picia "wołając"o wszystko,a u Was cztery dzióbki czegoś się domagają:)))))))Ale mimo wszystko są cudne.....i rude i Wasze:)))))))))))))pozdrawiam

      Usuń
  4. zdjęcia świetne, szczególnie pierwsze i ostatnie ;)
    pierwsze-bo mam prawie taką samą kudłatą "kulę" futra; Kotkins uważa, że robię mu krzywdę obcinając to piękne futro (biorąc pod uwagę moje umiejętności fryzjerskie ma trochę racji).
    przy okazji oficjalnie się witam :)
    ezzme

    OdpowiedzUsuń